sobota, 7 listopada 2015

Niall

Hej! Moja wena wróciła! Miałam problem z napisaniem tego imagina. Po prostu nie mogłam... Ok, nieważne. Czy możecie komentować? Pod poprzednim postem jest PONAD TRZYSTA WYŚWIETLEŃ i ZERO KOMENTARZY!!! Wtf? Gdzie tu sens? Nawet Bookie ostatnio nie komentuje, więc błagam, proszę, nalegam, abyście zaczęli to robić. Mogę też pisać imaginy na zamówienie, nie pisać imaginów z gifami, zrobić jakiegoś długiego partowca, cokolwiek, co tylko chcecie. Tylko proszę, komentujcie.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

"Nie możesz mieć czegoś, czego nie mam ja.
Nie możesz stracić czegoś, czego ja nie stracę.
Nie możesz być tam, gdzie nie ma mnie.
Bo ja jestem twoja, a ty mój.
Jesteśmy jak Jing i Jang, ale jednak połączeni.
Jesteśmy razem, a jednak osobno.
To jak jedna dusza w dwóch ciałach.
To jak niemożliwe połączenie.
To niesamowite, jak ta siła nas przyciąga.
Przyciąga jedno i drugie.
Jak Jing i Jang.
Osobno, ale razem.
Jak jedna dusza w dwóch ciałach.
Niemożliwe, ale jest.
Ja nieśmiała, ty obsypany przyjaciółmi.
Ja gadatliwa, ty cichy.
Jak niemożliwe staje się możliwe.
Czyli jak Jing i Jang.
Odmienne osobowości.
Jednak uważają, że to drugie to ideał.
Niesamowite, niemożliwe, nierealne.
Ale jednak jest.
Jak Jing i Jang. "
 - Obiad! - poszłam do salonu, na wcześniej wymieniony posiłek.
Tak jak już pewnie się domyśliliście, piszę wiersze. Ich głównym tematem jest przystojny mężczyzna, który codziennie je w Nando's, w którym pracuję (chodzi o pracę dorywczą). To Niall Horan. Zakochałam się w jego głosie, w blond włosach, w błękitnych oczach, w nim całym. Jest idealny. Ale gorzej z tym, że co jakiś czas przychodzi tam z dziewczyną. Co robią? To, co pary. Karmią się, całują, itd. To jest dla mnie straszne.
Po zjedzeniu obiadu, poszłam sprawdzić pocztę. Był tam list, zaadresowany do mnie. Natychmiast wróciłam do domu i go odczytałam.
"[T.I.]
Widzę wszystko. Już od jakiegoś czasu. Zerwałem z Sophią, bo kocham ciebie, a nie ją. Jeżeli czujesz to samo, załóż to jutro do pracy.
Niall"
Do listu dołączona była śliczna bransoletka z zawieszką w kształcie sowy. Szeroko się uśmiechnęłam i z tym uśmiechem spędziłam resztę dnia i cały następny. W końcu jednak poszłam do mojej pracy, ubrałam się w strój kelnerki i założyłam na rękę śliczną bransoletkę. Tak właśnie udałam się przyjmować zamówienia i przynosić je.
Po godzinie, do środka wszedł Niall. Usiadł przy stoliku i rozglądnął się po wszystkich. Jego wzrok spoczął na mnie, a dokładniej na mojej ręce. Zauważyłam na jego twarzy słodki uśmiech i ruszyłam w jego stronę. Już miałam się odezwać, gdy Laura, moja koleżanka z pracy coś krzyknęła. No, może nie coś, ale jedno zdanie, za które chciałabym ją zabić.
 - [T.I.]! Chodź tu szybko! - po prostu obedrzeć ze skóry...
Posłałam chłopakowi przepraszający uśmiech i skierowałam się w stronę tej wyjątkowo głupiej blondynki. Ta wskazała ręką na kasę i powiedziała:
 - Zepsute!
Faktycznie, nie dało się wbić żadnego produktu.
 - Przykro mi, ale będziesz musiała poradzić sobie bez kasy. - powiedziałam cicho.
 - Nie lepiej, żebyś to ty zajęła się dzisiaj liczeniem? Zawsze byłaś lepsza z matematyki, a ja... cóż... zawsze byłam lepsza w mówieniu i kręceniu tyłkiem. - odpowiedziała, a ja prychnęłam.
 - Nie ma mowy! - podniosłam głos.
 - Och, nie bądź taka. Tylko raz.
 - Nie i koniec!
 - Dobra, jak chcesz, ale ja i tak uwiodę tego blondyna pod oknem. - mruknęła i zabrała się do pracy.
Spojrzałam na Nialla. Śmiał się i... siedział pod oknem. Podeszłam do niego.
 - Cześć śliczna, pewnie już wiesz, że jestem Niall. Dasz mi swój numer? - zapytał odważnie, a ja się uśmiechnęłam i napisałam ciąg cyfr na kartce z notatnika, w którym zapisywałam zamówienia, po czym wyrwałam kartkę i podałam mu. Szeroki uśmiech przyozdobił jego niesamowitą twarz, a ja w końcu się odezwałam:
 - To co zamawiasz, Niall?
 - Ciebie... - moja mina musiała uświadomić temu idiocie, że jestem w pracy - Tak, to był żart. Proszę W-Z'kę*.
 - Coś jeszcze? - zapytałam, a on pokręcił głową, więc ruszyłam w stronę lady.
 - Jedna W-Z'ka. - powiedziałam do Danielle, mojej przyjaciółki, która zaraz nałożyła ciastko, a ja zaniosłam je - Smacznego.
Zalotnie mrugnęłam i odeszłam. Reszta dnia minęła mi dość szybko.
Dwa dni później, gdy miałam wolne, zadzwonił do mnie Horan. Wcześniej nie przychodził do kawiarni, więc myślałam, że zrobiłam coś źle i nie chce się ze mną spotykać. Ale jednak.
 ~ Cześć piękna.
 - Cześć Niall.
 ~ To kiedy możesz się spotkać?
 - Zależy gdzie.
 ~ Wieczorem, na kolacji.
 - Dzisiaj?
 ~ Ok.
 - Do zobaczenia.
 ~ Cześć maleńka.
 - NIE NAZYWAJ MNIE TAK!
Tak, jestem dość niska. Tak, nienawidzę tego. Tak, zabijam wzrokiem każdego, kto zwróci na to uwagę. Wracając: zaczęłam szukać w mojej dość obszernej szafie sukienki, która od razu przyszła mi do głowy gdy Nialler wspomniał o kolacji. W końcu znalazłam czarną mini i szpilki. Będzie wniebowzięty.
Gdy w końcu zjawił się w progu domu, a mama zapytała, czy to ten chłopak, z którym jestem umówiona, potwierdziłam i wyszłam. Blondyn od razu zaprowadził mnie do czarnego volvo.
 - Ślicznie wyglądasz. - powiedział cicho, na co uśmiechnęłam się i zapewne zarumieniłam.
Dojechaliśmy. Zauważyłam ogromny dom z ogrodem, do którego natychmiast weszliśmy. W środku zobaczyłam mnóstwo świec. W domu było ciemno, a one oświetlały nam drogę. Poczułam jak jego palce splotły się z moimi, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Chłopak wprowadził mnie (najprawdopodobniej) do salonu, gdzie dwie świece były na dwuosobowym stoliku, a obok nich znajdowały się dwa niesamowicie wykwintne dania. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
Po zjedzeniu chwilę rozmawialiśmy, a później Niall postanowił odwieść mnie do domu. Chwilę później zaczęło padać. W połowie drogi usłyszałam huk i poczułam przeraźliwy ból. Potem była tylko ciemność.

***Niall***

Obudziłem się w szpitalu. Na krześle spała moja mama, a obok stał Greg - mój brat. Jak tylko zauważył, że na niego patrzę, uśmiechnął się.
 - Cześć - powiedział.
 - Cześć... Co się stało?
 - Miałeś wypadek. Jakiś pijany idiota wjechał w twoje auto.
 - A co z [T.I.]? - zapytałem, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
 - ... Ona... To był naprawdę straszny widok... Nie... Nie żyje... - odpowiedział.
Zaniemówiłem. Moja kochana [T.I.] nie żyje? Ale... ale jak to? Przecież ona miała plany na przyszłość... chciała mieć dwójkę dzieci, być pisarką i zostać ze mną na zawsze... Dlaczego ona?
 - Żartujesz? Żartujesz, prawda? - zapytałem, coraz bardziej przerażony wizją martwej dziewczyny.
 - Nie, przykro mi, Niall.
 - Nie, nie ona... Nie!

Kilka dni później wyszłem ze szpitala. Rodzice tej pięknej brunetki pozwolili mi przyjechać do nich i pooglądać jej rzeczy. Nie wiem dlaczego. W każdym razie weszłem do pomieszczenia, w którym panował fioletowy kolor. Wielkie łóżko, szafa, regał na książki i... tak! Podeszłem do biurka, na którym leżało kilka książek, pojedynczych kartek i laptop. Jedna z książek zwróciła moją uwagę. Miała czerwoną okładkę, na której napisane były imię i nazwisko [T.I.]. Otworzyłem na pierwszej stronie, gdzie dostrzegłem czarny, duży tytuł: "Anioł". Po kolei czytałem wszystkie piękne wiersze o miłości. W końcu wyszłem z domu, biorąc książkę ze sobą. W moim mieszkaniu zacząłem czytać wszystko jeszcze raz. Jednak tym razem przeraził mnie fakt, że w notesie jest jeszcze coś, napisane niedawno, bo atrament jeszcze nie wysechł.
"Wiersz 1, linijka pierwsza, pierwsze słowo
Wiersz 2, linijka trzecia, czwarte słowo
Wiersz 2, linijka czwarta, siódme słowo
Wiersz 3, linijka piąta
Wiersz 7, linijka czwarta
Wiersz 7, linijka piąta
Wiersz 4, linijka dwunasta
Wiersz 5, linijka trzecia
Wiersz 5, linijka czwarta
Wiersz 10, linijka dwudziesta trzecia
Wiersz 15, linijka dwudziesta pierwsza
Wiersz 12, linijka trzydziesta trzecia
Okładka, pierwsze słowo"
Odszyfrowałem to tak:
"Aniele
Mój
Niesamowity
To może się wydawać niemożliwe
Wiem, że to dla ciebie dziwne
Dla mnie też jest dziwne
Ale może uwierzysz
Wiem, że dla ciebie ja nie istnieję
Że już nie żyję
Wiem, że to jest
Niesamowite, niemożliwe, nierealne
Ale nadal cię kocham
[T.I.]"
Wpatrywałem się w tekst z niedowierzaniem. Jak? Przecież ona nie żyje! Nagle zdjęcie moje i Sophii spadło, a odłamki szkła poleciały na drewnianą podłogę. Natychmiast wstałem, żeby je pozbierać, ale to co zobaczyłem było już ponad moje siły. Szkło ułożone było w napis: "To prawda".
 - CO?!?!?! - krzyknąłem.
Szklanka spadła z biurka, a jej kawałki ułożyły się w napis "Pstro". Really?
 - Co się dzieje? Czy ja mam zwidy? Rozmawiam z duchem? Czy duch potrafi tłuc szkło? Czy to może był duch [T.I.]?
Nagle, samoczynnie moje ręce przejechały po podłodze. Jakimś cudem nie krwawiły, ale tym razem zobaczyłem "Tak".
 - Czyli mam zwidy? - zapytałem, a moje dłonie znowu przejechały po drewnie.
"Nie"
Tyle mi starczyło. Odskoczyłem od napisu i wybiegłem z pokoju, by wrócić z nożem kuchennym.
 - Czy mogę być na zawsze z tobą? - zapytałem, dotykając ostrzem swojego brzucha.
Lampa spadła z biurka, a rozwalona żarówka stworzyła napis "Proszę, nie".
 - Inaczej nie mogę. Kocham cię, [T.I.]. - i z całej siły wepchnąłem sobie narzędzie w brzuch.

6 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się </3
    Czekam na następne imaginy

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny 😻 Super, ze zaproponowałaś imaginy na zamowienie. Bede pierwsza i poproszę długiego świątecznego imagina z Hazzą z góry dziękuje 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, zaskakujące zakończenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym chciała z Harrym na zamówienie 😁dla Oliwki 😘

    OdpowiedzUsuń
  5. Podstawowe błedy robisz... Nie pisze się weszłem, a wszedłem, podszedł, zaszedł.. Wyszedłem..
    Mógł być dłuższy, ale ogólnie fajny...
    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń