Rano gdy się przebudziłaś usłyszałaś dzwonek do drzwi. Zbiegłaś na dół i otwarłaś je. Stał w nich Lou z bukietem tulipanów w ręku.
-Hej.-uśmiechnął się promiennie.
-Cześć.
-Nie przeszkadzam?
-Nie nie. Zapraszam.
-Dzięki.-posłał ci oczko i wszedł.-Pewnie chcesz wiedzieć po co przyszłem?-zapytał wręczając ci kwiaty.
-Może...
-Więc..jestem tu żeby pogadać. Twarzą w twarz.
-Okej.-usiedliście na kanapie.
-(t.i.) pamiętasz co ci napisałem?
-Pamiętam.
-I chcę wiedzieć co ty czujesz?-patrzył ci w oczy.
-Sama już nie wiem. To..to dzieje się za szybko.-mówiłaś smutnym tonem.
-Wiem.-powiedział i pocałował cię.
Jednak szybko wyrwałas się mu i wybiegłaś na taras.
On pobiegł za tobą. Oboje staliście na tarasie wpatrzeni w siebie.
-Przepraszam...Może jestem zbyt pochopny...-zaczął się tłumaczyć.-Ale gdy tylko cię widzę...
-To nie twoja wina.
-A jednak.
-Nieprawda.
-To czemu cały czas to robisz?
-Bo...bo nie wiem co mam robić. Nie wiem czy mam cię całować czy uciekać.
-Jak to?-zmarszczył czoło.
-Po prostu chyba nie jestem na to gotowa.
-Rozumiem..-spuścił głowę i wyszedł.
-Louis! Zaczekaj!-krzyczalaś za nim. Mimo to nie reagował.
Wydzwaniałaś do niego cały czas. Po pięciu telefonach odebrał:
- Halo??
-Cześć. Chciałam cię przeprosić...
-Za co?
-No wiesz. Za to co powiedziałam.
-Nie czuję do ciebie urazy.
-To czemu pojechałeś?
-Po wiem że już nie mam tam czego szukać.-jego głos drżał jakby zaraz miał się rozpłakać.
-A ja?
-Sama powiedziałaś że..
-Kocham cię. Teraz to wiem.-przerwałaś.
-Naprawdę?
-Tak.
-Ja ciebie też.-szepął i rozłączył się. Teraz wiedziałaś już że nie wolno uciekać przed miłością i że jeśli nie da się jej szansy można już nigdy jej nie zaznać...
Cudowny koniec !!!
OdpowiedzUsuńale słodkie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń