sobota, 28 marca 2015

Story of my life

Darcy wysiadła z auta trzaskając głośno drzwiami, za co automatycznie została skarcona przez ojca, który jest przewrażliwiony na punkcie swojego autka. Rodzinna wycieczka do Londynu w niewyjaśnionych przez rodziców celach- Darcy, aż tryskała energią. Jednak zarówno ona jak i Emily rozglądały się uważnie po okolicy. Londyn to nie to samo, co małe miasteczko w którym na co dzień mieszkali. Obydwa miejsca miały swoje uroki. Dracy pierwszy raz zobaczyła te słynne czerwone autobusy. To wcale nie jest dziwne, od czternastu, lat mieszkać w Anglii i nigdy ich nie wiedzieć, po prostu nie ciągnęło jej do wielkiego miasta. Londyn znała tylko z opowieści taty, który spędził tu 'najlepsze lata swojego życia'.
-Pamiętam, jak biegałem po tym parku z Louisem, wkręcając przypadkowych przechodniów.-uśmiechnął się pod nosem tata dziewczyny. 'Mam nadzieję że to nie jest wycieczka szlakiem wspomnień'-pomyślała Darcy idąc razem z rodzicami przez park. Poczuła małą rączkę owijającą się wokół jej przedramienia. Małe dzieci mają to do siebie, że lubią naśladować swoich rodziców, cóż Emily też lubiła. Darcy przeniosła na chwilę wzrok na mamę wspierającą się na ramieniu męża, a potem z powrotem na siostrę uczepioną jej ręki. Wzruszyła ramionami i szła dalej.
-Darcy, zainteresowałabyś się trochę tym co mówię, w końcu to tu twój tata przeżył najlepsze lata swojego życia...
-Tak wiemy, byłeś sławny, piękny i bogaty..-powiedziała wywracając oczami.
-Ale kiedy to prawda!-uniósł się wymachując laską w stronę córki. Ma się już swoje lata, a kontuzja kolana to nic przyjemnego. Katherine zapewne dalej zastanawia się dlaczego jej mąż zeskoczył wtedy ze sceny.
-Mamo, o przeszłości taty już się nasłuchałam może ty coś opowiesz?
-Och, nie ma co opowiadać..-zaczęła blondynka.-Byłam zwykła nastolatką z obsesją na punkcie boysbandu....
-Mojego Boysbandu!!-uśmiechnął się tata, a mama tylko pokręciła głową.
-Tak, twojego.
-O, a na tej górce Liam i Niall uczyli mnie jeździć na nartach.-stwierdził pokazując laską na niewielki pagórek.
-Mała coś ta górka.-powiedziała Emily.
-Bo nie chcieliśmy, aby coś mi się stało, więc zaczęliśmy od małych górek.-wyjaśnił.-Co prawda Liam złamał wtedy rękę, ale to inna historia.
-Dlatego miał gips na tamtym teledysku.-zrozumiała Emily.
-Tak dlatego.-uśmiechnął się do córki, a późnij skrzywił z powodu bólu nogi.
-Trzeba było zaparkować bliżej.-pokręciła głową Katherine.
-Jest dobrze. O, a tam grałem kiedyś koncert.-dodał wskazując O2 Arenę widoczną w oddali.
-Tato, wszyscy wiemy że nie byłeś, aż tak sławny.
-Kochanie, ja grałem w Madison Square Garden.
-Tak, tato.-przytaknęła dla świętego spokoju dziewczyna.
-Ale to prawda! Kitty powiedz jej coś. Ona mnie nie docenia!
-Ja Cię doceniam, kochanie i wiem że grałeś w MSG. Ona Ci po prostu zazdrości.-powiedziała rozbawiona Katherine poprawiając włosy męża, które wysunęły się z kucyka.
-A tutaj kiedyś były castingi do X-factora na które poszedłem.-powiedział z nową energią, starając się pokazać dzieciom część swojej historii. Znowu spotkał się z brakiem zainteresowania starszej córki, ale entuzjazm młodszej z nich wszystko zrekompensował. Opowiadał jej o castingach, o tym jak złączono ich w band i o pierwszych występach. Mówił o tym jak przez tremę prawie nie wyszedł na scenę i o tym jak bardzo wspierali go i resztę zespołu fani. Jak nagrywali pamiętniki z ich pierwszej trasy, nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego przestali. Wspominał spotkania z fanami i próbował przekonać starszą córkę, że naprawdę ich band był najpopularniejszy na świecie. Tak upłynęła im droga do ostatecznego celu tej wycieczki. Studio nagraniowe. Katherine zacisnęła mocniej palce na przedramieniu męża.
-Jesteś pewny?-szepnęła.-Jesteś na to gotowy? Mam złe przeczucia...
-Bardziej już nie będę...To tylko spotkanie z zespołem, przecież widujemy się z nimi na co dzień.-westchnął cicho.-Będzie dobrze Kitty.-szepnął i pocałował ją w głowę.
-Mam nadzieję Harry.-mruknęła pod nosem i razem skierowali się do środka. Recepcjonistka pokierował ich do sali z tyłu budynku. Emily biegała po korytarzu, oglądając zdjęcia porozwieszane na ścianach. Darcy one nie interesowały, patrzyła na nie od niechcenia nie mając gdzie podziać wzroku.
-Tato?
-Hm?-podszedł powoli do córki.
-Twój band nazywał się One Direction, tak?
-Tak..
-Tu jest wasze zdjęcie.-stwierdziła i momentalnie zjawiła się obok niej reszta rodziny.
-To bardzo stare zdjęcie...-mruknął tata Darcy drapiąc się po karku. -Chodźmy, pewnie już na nas czekają.-dodał odciągając rodzinę od zdjęcia. Zdjęcia na którym widniała piątka, młodych i utalentowanych chłopaków stojących na najsławniejszej scenie świata: Madison Square Garden. Weszli do sali na końcu korytarza. Tam czekali już na nas członkowie zespołu taty. Darcy znała ich wszystkich, pomimo tylu lat utrzymywali między sobą kontakt i spotykali się. Wszyscy zaczęli się witać. Wujek Louis właśnie opowiadał jakiś przezabawny dowcip, a śmiech wujka Nialla wręcz rozsadzał ściany pomieszczenia. Ciocia Sophia poprawiała krawat wujkowi  Liamowi, któremu wyraźnie się to nie podobało. Toby, syn Liama siedział  zatopiony w swojej komórce, nie zwracając uwagi na Faith  Dianę Elisabeth Sing-Lancaster Horan, próbującą wdrapać się na jego kolana. Ciocia Ness trzymała na rękach rocznego Tommy'ego i próbowała uspokoić go w tym hałasie.  Emily natychmiast pobiegła przywitać się z Faith, tym samym ratując Toby'ego od przymusowego zostawienia telefonu w spokoju. Mama przejęła Tommy'ego od cioci Ness i razem z żoną Liama zaczęły rozmawiać o ważnych (lub mniej ) sprawach. Pan Styles natomiast dołączył do słuchania anegdotek wujka Tommo. Sama Darcy zajęła miejsce obok Toby'ego i przyjmując podobną do niego postawę wetknęła w uszy słuchawki.  Po chwili zostali skarceni przez rodziców co oznaczało odłożenie swoich sprzętów i dołączenie się do rozmowy. Po chwili dowiedzieli się że ciocia Hope musiała zostać w domu, aby zająć się paro miesięcznym synkiem, którego wszystkich imion aktualnie zapomniałam.  Wszyscy byli zasłuchani w jedną z opowieści wujka Louisa, kiedy drzwi otworzyły się zwiastując kolejnego gościa. Zapadła cisza kiedy do sali wszedł opalony mężczyzna i  piękna blondynka uwieszona jego ramienia. Wszyscy skanowali ich ruchy z zaciekawieniem. Pod twarzach wujostwa można było wywnioskować, że są w szoku i to nie małym. Małżeństwo podeszło do nas bliżej, a kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie. Pierwszą osobą, która dała radę zareagować, była Emily. Podeszła do pary i uśmiechając się promiennie w ten swój dziecinny sposób przywitała się.
-Dzień dobry, słoneczko. Jak masz na imię?-zapytała uprzejmie kobieta, gdy zorientowała się, że jej towarzysz nie zamierza się włączyć do rozmowy. Stał jedynie i patrzył.
-Emily Styles.-odrzekła dalej uśmiechając się.
-Och..-wymsknęło się tylko blondynce, po czym spojrzała na bruneta stojącego obok. On jedynie w odpowiedzi pokręcił głową, a po chwili powiedział cicho:
-Mówiłem, że to nie ma sensu Perrie..-nie powiedział nic więcej, po prostu wyszedł z pomieszczenia. Blondynka westchnęła ciężko patrząc na drzwi, a później odwróciła wzrok z powrotem w naszą stronę.
-Ja.. Przepraszam... Nie powinniśmy przychodzić... Ja...
-Hej, Perrie spokojnie.-ciocia Sophia, otrząsnęła się jako pierwsza i podeszła do kobiety kładąc rękę na jej ramieniu i próbując ją pocieszyć. Ciocia Ness wstała z krzesła i rozejrzała się po sali.
-Wy to jednak jesteście głupi.-stwierdziła, po czym oddała syna w ręce męża. Wyszła z pokoju, tylko po to aby po chwili wrócić w towarzystwie bruneta. Darcy i Toby wymienili ukradkowe spojrzenia. Jednak żadne z nich nie miało pojęcia co właśnie się  dzieje. Blondynka płakała na ramieniu cioci Sophii, a mama Darcy wraz z Ness wygoniły ich z pomieszczenia. Po chwili  Faith, Toby, Darcy, Tommy na rękach Ness, mama Darcy prowadząca Em oraz Sophia z tajemniczą blondynką znaleźli się na korytarzu.
-Mamo co się dzieje?-zapytała Em.
-Wujkowie i tata  muszą sobie coś wyjaśnić.-oceniła Katherine.
-Mamo, kto to był, to małżeństwo?-zapytała tym razem Darcy, a z ust blondynki można było usłyszeć szloch. Kobieta westchnęła zrezygnowana, ale na szczęście obowiązek wytłumaczenia tej sytuacji dzieciom przejęła Ness.
-Tatusiowie za pewne opowiadali wam o ich zespole.-zaczęła, a dzieci pokiwały głowami.-Znacie tylko czterech członków zespołu: Harry'ego, Louisa, Liama i Nialla.-dzieci znów przytaknęły.-Jednak na początku ich kariery w zespole było pięć osób.
-I ten pan to ta piąta osoba?-upewniła się Darcy.
-Tak. Zayn. Tworzyli bardzo zgrany zespół, mieli tysiące fanów, a potem po prostu coś się zepsuło.- Z ust blondynki wydobył się kolejny szloch, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.-Prasa, wielkie pieniądze, sława, plotki, brukowce, dziennikarze, jeden z nich tego nie wytrzymał. I z samego szczytu spadł na sam dół. Pewnego dnia po prostu odszedł z zespołu. Wywołał tym jeszcze większe poruszenie. Pamiętam jak Louis przyszedł jednego wieczoru i po prostu zaczął płakać. Wszyscy płakaliśmy, ale po pewnym czasie musieliśmy przestać. Było ciężko, chłopcy mylili teksty, nie tańczyli, a ich uśmiechy były blade i wymuszone. Jednak nie mogli się poddać, musieli kontynuować bycie najlepszym zespołem na świecie.-zrobiła krótką przerwę, aby poprawić Tommy'ego w swoich ramionach i kontynuowała.-Z początku utrzymywali kontakt z Zaynem, jednak ich napięty grafik młodych gwiazd popu, później nie pozwalał już nawet na chwilę spotkania. Nie wiedzieli się ile lat? Piętnaście?-nikt jej nie odpowiedział. Po chwili Faith podeszła do blondynki i uklęknęła przed nią kładąc swoje małe rączki na jej kolanach.
-Niech pani nie płacze, będzie dobrze. Przecież nie będę na siebie krzyczeć.-Dla małych dzieci wszystko wydaje się łatwe i proste, ale w jakiś sposób słowa sześciolatki podniosły na duchu Perrie, która przez łzy próbowała dojść do siebie.
-Przepraszam.
-Za co?-zapytała zdziwiona Sophia.
-Nie dzwoniłam, nie pisałam, nie wspierałam was wtedy, kiedy ta pomoc była potrzebna. Wychowałyście wspaniałe dzieci. Darcy i Toby są już prawie dorośli.-pokręciła głową jakby w niedowierzaniu.- Przepraszam.
-Och, Perrie, przecież nic się nie stało.-uspokajała ją Sophia.
-I tak nie były byśmy się w stanie spotkać przez nasze grafiki..-mruknęła Ness.
-Chyba poszło dobrze..-stwierdziła Emily, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich zebranych.
-Em! Nie wolno podglądać!-krzyknęła Katherine odciągając dziewczynkę od dziurki do klucza.
-Oj, mamo! Tata też tak robi!-Kat wzniosła oczy ku niebu co  rozbawiło pozostałe kobiety.
-Ale tata to tata, z nim swoją droga też porozmawiam...
-Co widziałaś?-zapytała rzeczowo Darcy, dalej siedząc na podłodze.
-Darcy!!-wykrzyknęła sfrustrowana mama dziewczynek wywołując śmiech Nesseli.
-No co?!
-To się chyba nazywa grupowy uścisk.-powiedziała Emily, wprowadzając tym samym ulgę na twarze zarówno kobiet jak i dzieci. Pogodzili się. Perrie powoli zaczęła się uspokajać, a po dłuższej chwili prowadziła już pogodną pogawędkę z przyjaciółkami.
-Dziwne zdarzenie nie uważasz?-zwrócił się do Darcy Toby.
-Tak, zdecydowanie dziwne...-powiedziała patrząc na rozmawiające kobiety.
-Co o tym wszystkim sądzisz?
-Myślę, że dobrze się stało. Przyjaciele powinni sobie wybaczać.-powiedziała, a zanim padła odpowiedź drzwi otworzyły się. Wyszło zza nich pięciu mężczyzn. Każdy z nich był ubrany zupełnie inaczej i już na pierwszy rzut oka było wiadomo że mają charaktery tak różne jak ich ubiór. Jednak jest coś co ich łączy. Na twarzach całej piątki gościł uśmiech. Bo w końcu byli razem. W końcu poruszali się w jednym kierunku. W końcu byli całym ONE DIRECTION.


"PO CO ŻYĆ OSOBNO, SKORO RAZEM JESTEŚMY SILNIEJSI"

sobota, 14 marca 2015

Drama Club VII

Oczka Rebecci

Pomysły zazwyczaj rodzą się szybko i niespodziewanie. Niestety często gdy pomysł jest pozornie dobry, nie rozważamy go dłużej-działamy. Tak samo było z tym pomysłem: zrodził się gdy niska brunetka opuściła szkołę o godzinie szesnastej, a zrealizowany został zaledwie piętnaście minut później. Z pozoru pomysł był wręcz idealny; zero świadków, tysiąc korzyści. Jednak teraz siedząc w aucie przy nieznanej mi ulicy, w jakimś zaułku, zastanawiam się co mną kierowało jeszcze dziesięć minut temu. Zegarek podświetla mi cyferki jeden sześć cztery i dwa, a ja dalej nie mogę uspokoić oddechu. Moje myśli mkną jak szalone, próbując uświadomić mi dokładnie to co zrobiłam. Kierowana chęcią zdobycia nagrody, nie zwróciłam uwagi na konsekwencje.... Oczywiście, że teraz to ja zagram w musicalu i teraz to ja będę przechadzała się korytarzem wsparta o ramię Boskiego Malika..... ale czy tym razem nie poszłam za daleko? Zdecydowanie za dużo myślę, powinnam wcisnąć gaz i odjechać stąd jak najszybciej, jednak nie mogę... Siedzę tu i patrzę na główną ulicę, na sanitariuszy wnoszących bezwładne ciało dziewczyny do karetki....
Jeszcze chwilę temu, jadąc prosto na brunetkę przechodzącą przez przejście dla pieszych, nie myślałam o tym aby zwolnić... Nie myślałam że ten pomysł może być tak fatalny i beznadziejny.... Ja w ogóle nie myślałam!!! Teraz mogę ratować swoją pozycję tylko tym, że zadzwoniłam po karetkę. Wysiadłam z auta i podeszłam do sanitariuszy.
-Mogę jechać z wami?
-A ty to kto?
-To ja zgłosiłam wypadek i liczę na miłą przejażdżkę tym czymś do szpitala.-powiedziałam wskazując na biało-czerwony pojazd.
-Wsiadaj.-rzucił ostatni raz mierząc moją sylwetkę i od stóp do głów. Wspięłam się do wysokiego samochodu i usiadłam na rozkładanym krzesełku. Chciałam podejść do brunetki, ale jakaś lekarka odepchnęła mnie i zajęła się nią sama.
Może to dziwnie zabrzmi, ale...
Trochę mi szkoda tej Maddie...

Oczka Zayna

-Maddie?-powtórzyłem, ale w słuchawce była cisza.-MADDIE!!-powoli zaczynałem się denerwować.
-Posłuchaj chłopcze, nie mam pojęcia kim do cholery jesteś dla mojej córki i myślę, że  nie chcę tego wiedzieć, ale Maddie nie odbierze teraz telefonu....
-Dlaczego? Jeśli mogę wiedzieć... -przyznam szczerze, że lekko się przestraszyłem słysząc w słuchawce głos ojca Mad, ale to nic w porównaniu z szokiem jaki przeżyłem chwilę później.
-Maddie jest w szpitalu...-dłużej nie słuchałem, a wszystko działo się zbyt szybko, abym zarejestrował wszystkie szczegóły. W bliżej nie określony sposób znalazłem się pod szpitalem i podbiegłem do recepcji zamieniając zaledwie parę słów z blondyną za biurkiem, pobiegłem dalej. Potem windą pojechałem na górę. Skręciłem w prawo na korytarzu na pietrze trzecim. Wyhamowałem przed salą 1034. Rozejrzałem się po korytarzu. Poza mną znajdowali się tu rodzice Maddie i pani D. Nie miałem nawet czasu zastanowić się nad tym dlaczego ona się tu znajduję czy też od kiedy przejmuje się takimi rzeczami. Przybyłem na miejsce ostatni.... Tak, mi się przy najmniej wydawało, do czasu gdy przede mną pojawiła się zdyszana Kate. Wsparła się na ramieniu nie zmęczonego biegiem Harry'ego i wydyszała:
-Co... Z.... Nią?...
-Operują  ją...-powiedziała mama Mad wtulając się w swojego męża z którym to niedawno miałem okazję rozmawiać. Nikt więcej się nie odezwał. Wszyscy zajęliśmy miejsca na plastikowych niebieskich krzesełkach i czekaliśmy. Bezsensownie wpatrywałem się w złote cyferki 1034 przyklejone na białe drzwi. Kate i Harry szeptali coś do siebie, pani White popłakiwała w ramię męża, a Drennan chodziła po korytarzu, co jakiś czas wykonując telefony w bliżej nieznane miejsca. Czekaliśmy. 
Czekaliśmy, a wskazówki zegara zdawały się celowo poruszać w tak ślimaczym tempie.
Zamknąłem oczy i czekałem. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.Mogłem na nią poczekać w tej szkole!! Wtedy nic by się nie stało... W tej chwili uświadomiłem sobie że właściwie to nie wiem co się stało.. Rozłączyłem się zaraz po usłyszeniu słów: 'Maddie jest w szpitalu'. Zegar tykał uświadamiając nam o upływających sekundach czekania na jakiekolwiek wiadomości w sprawie Maddie. Nie byliśmy jedynymi osobami czekającymi na wieści o najbliższych. Parę metrów dalej siedziało starsze małżeństwo, a z ich oczu ciekły łzy, rozmawiali z jakimś lekarzem, a później zniknęli w drzwiach sali obok. Na końcu korytarza, na podłodze siedział chłopak.Na oko w moim wieku. Opierał się o ścianę przeczesując palcami włosy i ciągną ich końcówki. trudno było ustalić czy był bardziej wściekły czy smutny. Czerwone policzki zdradzały jego wcześniejszy płacz, a ból w niebieskich oczach mogłem dostrzec nawet z tego miejsca. Podeszła do niego ruda pielęgniarka. Zamienili kilka słów, a później dziewczyna usiadła obok niego i zaczęła go pocieszać. Najpierw starał się zachować poważną minę, ale później rozpłakał się jak małe dziecko.  Po zdecydowanie dłuższej chwili podszedł do niego lekarz, zerwał się jakby się paliło. Rozmawiał z nim, a potem rzucając jeszcze coś na odchodne wbiegł do sali jak na skrzydłach. Zastanawiało mnie kto tak ważny mógł leżeć w środku sali 1040. Dla tego chłopaka-na pewno ktoś bardzo ważny. Przeniosłem wzrok na szybę naprzeciwko mnie. Sala 1035. W małym łóżeczku  leżał paroletni chłopiec, spod bandaża na jego malej główce wystawało  kilka blond kosmyków. Nad łóżkiem pochylały się dwie osoby- dziewczyna i chłopak, brunetka i blondyn. Brunetka przypomniała mi o Maddie, która prawdopodobnie walczy teraz o życie. Patrząc na tą trójkę za szybą zdałem sobie sprawę jak mało wiem o otaczając mnie ludziach, oraz jak bardzo mi się nudzi. Możliwe że para wcale nie była małżeństwem, a to nie był ich syn, pewnie nie zastanawiałbym się nad tym gdyby nie czas który jakby specjalnie zwolnił. Wolałem nawet nie myśleć o Mad. Uwielbiam o niej myśleć, ale myśl że mogłoby jej się coś stać....
-Państwo White?-wszyscy momentalnie zerwaliśmy się z niewygodnych krzesełek,a rodzice Maddie przytaknęli.
-Stan dziewczyny jest już stabilny, ma złamaną nogę i lekki wstrząs mózgu. Jednak jak na tak silne uderzenie zniosła to dość dobrze. Możecie państwo wejść do środka.- Mimo iż słowa były skierowane tylko do państwa White, weszliśmy tam całą grupą. Musiałem pohamować się przed pobiegnięciem do łóżka Mad i utuleniem jej drobnego poranionego ciałka. Zostawiłem ten przywilej jej rodzicom, my musieliśmy poczekać. Widziałem jak Kate ma łzy w oczach i jak ściska swoje palce na przedramieniu pocieszającego ją Harry'ego. Pani D popatrzyła chwilę na posiniaczoną twarz dziewczyny i powiedziała:
-Będę musiała dać jej rolę Rebecce.....
-----------------------------------------------------------------------------
Taki jakiś krótki rozdział i  w sumie poza wypadkiem nie wiele wnoszący do historii...
Nie wiem też kiedy pojawi się następny rozdział, ale postaram się, aby był ciekawszy.
Prawda jest taka, że ten tydzień mam zawalony sprawdzianami, kartkówkami i próbami do przedstawienia, które wystawiamy w piątek, także nie wiem czy znajdę czas, aby napisać coś w tym tygodniu.
Dobra, koniec smęcenia..
Mimo wszystko mam nadzieję że choć trochę wam się podoba i że wyrazicie swoją opinię w komentarzu.
Do Napisania!!

poniedziałek, 2 marca 2015

Drama Club VI

Oczka Zayna

Znacie to uczucie? Siedzisz sobie spokojnie ze swoją dziewczyną na biologi, kiedy nagle coś uderza Cię w tył głowy. Ta.. do dziś też tego nie znałem.
Schyliłem się, aby podnieść zwiniętą w kulkę kartkę. Spojrzałam niepewnie na Maddie siedzącą obok, ale była zajęta słuchaniem nauczycielki i bazgraniem czegoś w zeszycie. Otworzyłem kartkę, była zapełniona literkami. Ewidentnie pisana przez dziewczynę.
'You got this James Bean, day dream
Look in your eye
I got my red lip, classic
Thing that you like
And when we go crashing down
We come back every time
Cause we never go out of style
WE NEVER GO OUT OF
STYLE'
Ostatnie słowa były napisane krwisto czerwonym długopisem. Przypominało to trochę jeden z moich koszmarów, w którym goni mnie mój sprawdzian z matmy, umazany czerwonym tuszem. Teraz już wiedziałem od kogo jest kartka. Zgniotłem ją, uprzednio dopisując 'NIGDY WIĘCEJ'. Dyskretnie odwróciłem się i ujrzałem Rebeccę siedzącą w rzędzie obok. Razem z kartką posłałem jej moje zabójcze spojrzenie, a potem zapominając o całym zdarzeniu skupiłem się na lekcji i Maddie. W większości na Maddie.
To była już ostatnia lekcja tego dnia, ale niestety musiałem wracać sam. Powód: Maddie została ćwiczyć piosenki do przedstawienia. Generalnie powinienem też je przećwiczyć, ale jak to stwierdziła pani 'Nie rozerwę się!', więc wyznaczyła mi termin za tydzień. Wyszedłem ze szkoły nie kłopocząc się nawet o przejście strefą szafek. Skierowałem się na szkolny parking, lub mówiąc dokładniej trawnik przy szkole na którym wszyscy parkowali. Już z daleka odblokowałem moje auto za pomocą pilota. 'Te nowoczesne technologie', jakby to skomentowała moja matka. Wsiadłem do auta i odetchnąłem. Przekręciłem kluczyki w stacyjce i automatycznie usłyszałem głos spikera radiowego.
-.....chociaż gwiazda nie dostała tegorocznej grammy myślę że z chęcią posłuchacie jej nowej piosenki. Więc prosto z albumu...-wyjechałem z parkinu zagłuszając chwilowo gościa z radia 'Och jakże mi przykro'.

Włącz: Taylor-Style 

Wyjechałem na drogę nie zwracając zbytniej uwagi na piosenkę. Chwyciłem moje czarne okulary i wsunąłem na nos. Co z tego że teoretycznie jest zima? Po pierwsze są już kwiatki i śpiewają ptaki, po drugie pasują mi do outfitu i wyglądam w nich jak tajniak. Trzymałem kierownicę jedną ręką, a drugą oparłem na otwartym oknie. Skręciłem w prawo i szkoda że droga jest tak pusta: nikt nie widział mojej znakomitej akcji. Spojrzałem znad czarnych szkieł na zegarek. Za minutę trzecia. Gdybym nie był takim leniem i nie bawił się właśnie w tajnego agenta zapewne wyszedł bym jeszcze gdzieś, ale dziś wolę siedzieć w domu i gadać z Maddie przez telefon. Konkretniej: słuchać Maddie przez telefon. Nie przeszkadza mi to że dużo mówi, lubię tego słuchać. Lubię też jak się śmieje lub jak się denerwuję, marszczy wtedy tak zabawnie nos. Uśmiechnąłem się sam do siebie kiedy jej obrazek przemknął w mojej głowie. Palcami zacząłem wystukiwać rytm piosenki na ramie okna. Nie mam pojęcia o czym jest ta piosenka, ale bez głosu tej laski, rytm idealnie pasuje do mojej przejażdżki tajniaka. Tym razem skręciłem w lewo, a do idealnego looku brakuje mi tylko papierosa pomiędzy wargami. Jak byłem dzieckiem wszyscy powtarzali mi że mam  wybujałą wyobraźnię, zapewne nie spodziewali się że rozwinie się to do tego stopnia: Siedemnastolatek prujący przez asfalt przy dźwiękach piosenki z babskiego kanonu muzyki ucieka przed niewidzialnymi glinami, którzy ścigają go gnani chęcią zdobycia narody z listu  gończego...
 I świetny zjazd z ronda w drugą ulicę w wykonaniu pana Malika!
Po wykonaniu tego jakże wymagającego manewru, postarałem się skupić na słowach wypowiadanych przez tą laskę w radiu:

-'You got that James Dean day dream look in your eye
And I got that red lip classic thing that you like
And when we go crashing down, we come back every time.
Cause we never go out of style
We never go out of style'-O tak ma się to spojrzenie.... CZEKAJ! Mad nie nosi czerwonych szminek, takie szminki ma....
-REBECCA!!!-krzyknąłem, uderzając w radio, a muzyka ucichła natychmiast.

WYŁĄCZ  PIOSENKĘ
      
Ona potrafi mi zepsuć humor nawet kiedy jej nie widzę. Tak, zapewne zastanawiacie się o co chodzi z fragmentem 'And when we go crashing down'. Tak chodziłem kiedyś z Rebeccą, przyznaję się popełniłem błąd, z resztą już od pierwszego dnia naszego 'związku' się na to zanosiło. Maddie nie każe mi chodzić z nią do kosmetyczki!!! Związek mój i Rebecci był... toksyczny. Obydwoje się nie znosiliśmy i myślę że zostało nam to do teraz. Byliśmy razem tylko przez tą głupią, zananą wszystkim zasadę:  główna cheerleaderka musi chodzić z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, którym nie chwaląc się jestem ja. Tak się złożyło, że nie dałem rady jej nawet tolerować.Więc łamiąc tą piękną tradycję, zerwałem z nią. Jedno zdanie z tej piosenki nie dawało mi spokoju. 'We never go out of style'. Jeśli Rebecca myśli, że jestem na tyle próżny by być z nią tylko dlatego że jest cheerleaderką to się myli. Nie zamierzam tworzyć z nią jednego z tych związków dla podbicia pozycji społecznej, którą i tak obydwoje mieliśmy dość wysoką. Ona chce abyśmy stworzyli jeden z tych modnych związków celebrytów, w których tylko promują siebie nawzajem, a po osiągniętym celu po prostu rozstają się bez słowa pożegnania. Czemu ja to w ogóle rozważam? Teraz mam Maddie. Moją małą, śliczną Maddie i nie muszę nawet myśleć o cheerleaderkach, kiedy mogę słuchać śmiechu Mad i oglądać jej uśmiech. Nie włączyłem radia, aby przypadkiem nie trafić na piosenkę, która choć z pozoru była całkiem dobra aktualnie znajdowała się na czarnej liście. W ciszy wjechałem na podjazd, parkując tuz obok samochodu mojego ojca. Wywlokłem się z auta i w mozolnym tempie ruszyłem do drzwi, na szczęście nie musiałem się kłopotać z  ich otwieraniem, zrobiła to za mnie moja siostra, witając mnie entuzjastycznie już w progu. Napomknąłem coś o sprawdzianie i dużej ilości materiału i ruszyłem na górę po schodach. Wchodząc do pokoju trzasnąłem cicho drzwiami. Rzuciłem plecakiem gdzieś w kąt i padłem na łóżko. Nie miałem najmniejszej ochoty na naukę, więc po prostu leżałem na plecach wpatrując się w jakże ciekawy sufit. Podziwiałem białą farbę, nałożoną idealnie gładko. Nie wiem ile czasu spędziłem w ten sposób, ale kiedy już zaczęło się ściemniać za oknem postanowiłem coś z tym zrobić. Z trudem i wielkim wysiłkiem wyjąłem telefon z tylnej kieszeni spodni i wybrałem numer oznaczony przesłodkim zdjęciem. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem na jakiś dźwięk oznajmiający mi o odebranym połączeniu. Usłyszałem jakiś szmer w słuchawce.
-Maddie?
----------------------------------------------------------
Była już perspektywa Kat i Mad więc czas na Zayna!
Mam nadzieję że wam się podobało i że wybaczycie mi, że dodaję tak późno.
Może trochę głupie wytłumaczenie, ale ja również należę do Drama Clubu. W sobotę była Gala Finałowa konkursu w którym braliśmy udział, więc nie miałam czasu napisać coś w sobotę, jak planowałam. Całą niedzielę żyłam dniem wczorajszym i tym ze zdobyliśmy wyróżnienie, że zapomniałam wstawić, także jest dzisiaj. Ok, skończyłam się tłumaczyć.
Mam nadzieję że się podobało i że zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.
Do Napisania ;*