sobota, 14 marca 2015

Drama Club VII

Oczka Rebecci

Pomysły zazwyczaj rodzą się szybko i niespodziewanie. Niestety często gdy pomysł jest pozornie dobry, nie rozważamy go dłużej-działamy. Tak samo było z tym pomysłem: zrodził się gdy niska brunetka opuściła szkołę o godzinie szesnastej, a zrealizowany został zaledwie piętnaście minut później. Z pozoru pomysł był wręcz idealny; zero świadków, tysiąc korzyści. Jednak teraz siedząc w aucie przy nieznanej mi ulicy, w jakimś zaułku, zastanawiam się co mną kierowało jeszcze dziesięć minut temu. Zegarek podświetla mi cyferki jeden sześć cztery i dwa, a ja dalej nie mogę uspokoić oddechu. Moje myśli mkną jak szalone, próbując uświadomić mi dokładnie to co zrobiłam. Kierowana chęcią zdobycia nagrody, nie zwróciłam uwagi na konsekwencje.... Oczywiście, że teraz to ja zagram w musicalu i teraz to ja będę przechadzała się korytarzem wsparta o ramię Boskiego Malika..... ale czy tym razem nie poszłam za daleko? Zdecydowanie za dużo myślę, powinnam wcisnąć gaz i odjechać stąd jak najszybciej, jednak nie mogę... Siedzę tu i patrzę na główną ulicę, na sanitariuszy wnoszących bezwładne ciało dziewczyny do karetki....
Jeszcze chwilę temu, jadąc prosto na brunetkę przechodzącą przez przejście dla pieszych, nie myślałam o tym aby zwolnić... Nie myślałam że ten pomysł może być tak fatalny i beznadziejny.... Ja w ogóle nie myślałam!!! Teraz mogę ratować swoją pozycję tylko tym, że zadzwoniłam po karetkę. Wysiadłam z auta i podeszłam do sanitariuszy.
-Mogę jechać z wami?
-A ty to kto?
-To ja zgłosiłam wypadek i liczę na miłą przejażdżkę tym czymś do szpitala.-powiedziałam wskazując na biało-czerwony pojazd.
-Wsiadaj.-rzucił ostatni raz mierząc moją sylwetkę i od stóp do głów. Wspięłam się do wysokiego samochodu i usiadłam na rozkładanym krzesełku. Chciałam podejść do brunetki, ale jakaś lekarka odepchnęła mnie i zajęła się nią sama.
Może to dziwnie zabrzmi, ale...
Trochę mi szkoda tej Maddie...

Oczka Zayna

-Maddie?-powtórzyłem, ale w słuchawce była cisza.-MADDIE!!-powoli zaczynałem się denerwować.
-Posłuchaj chłopcze, nie mam pojęcia kim do cholery jesteś dla mojej córki i myślę, że  nie chcę tego wiedzieć, ale Maddie nie odbierze teraz telefonu....
-Dlaczego? Jeśli mogę wiedzieć... -przyznam szczerze, że lekko się przestraszyłem słysząc w słuchawce głos ojca Mad, ale to nic w porównaniu z szokiem jaki przeżyłem chwilę później.
-Maddie jest w szpitalu...-dłużej nie słuchałem, a wszystko działo się zbyt szybko, abym zarejestrował wszystkie szczegóły. W bliżej nie określony sposób znalazłem się pod szpitalem i podbiegłem do recepcji zamieniając zaledwie parę słów z blondyną za biurkiem, pobiegłem dalej. Potem windą pojechałem na górę. Skręciłem w prawo na korytarzu na pietrze trzecim. Wyhamowałem przed salą 1034. Rozejrzałem się po korytarzu. Poza mną znajdowali się tu rodzice Maddie i pani D. Nie miałem nawet czasu zastanowić się nad tym dlaczego ona się tu znajduję czy też od kiedy przejmuje się takimi rzeczami. Przybyłem na miejsce ostatni.... Tak, mi się przy najmniej wydawało, do czasu gdy przede mną pojawiła się zdyszana Kate. Wsparła się na ramieniu nie zmęczonego biegiem Harry'ego i wydyszała:
-Co... Z.... Nią?...
-Operują  ją...-powiedziała mama Mad wtulając się w swojego męża z którym to niedawno miałem okazję rozmawiać. Nikt więcej się nie odezwał. Wszyscy zajęliśmy miejsca na plastikowych niebieskich krzesełkach i czekaliśmy. Bezsensownie wpatrywałem się w złote cyferki 1034 przyklejone na białe drzwi. Kate i Harry szeptali coś do siebie, pani White popłakiwała w ramię męża, a Drennan chodziła po korytarzu, co jakiś czas wykonując telefony w bliżej nieznane miejsca. Czekaliśmy. 
Czekaliśmy, a wskazówki zegara zdawały się celowo poruszać w tak ślimaczym tempie.
Zamknąłem oczy i czekałem. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.Mogłem na nią poczekać w tej szkole!! Wtedy nic by się nie stało... W tej chwili uświadomiłem sobie że właściwie to nie wiem co się stało.. Rozłączyłem się zaraz po usłyszeniu słów: 'Maddie jest w szpitalu'. Zegar tykał uświadamiając nam o upływających sekundach czekania na jakiekolwiek wiadomości w sprawie Maddie. Nie byliśmy jedynymi osobami czekającymi na wieści o najbliższych. Parę metrów dalej siedziało starsze małżeństwo, a z ich oczu ciekły łzy, rozmawiali z jakimś lekarzem, a później zniknęli w drzwiach sali obok. Na końcu korytarza, na podłodze siedział chłopak.Na oko w moim wieku. Opierał się o ścianę przeczesując palcami włosy i ciągną ich końcówki. trudno było ustalić czy był bardziej wściekły czy smutny. Czerwone policzki zdradzały jego wcześniejszy płacz, a ból w niebieskich oczach mogłem dostrzec nawet z tego miejsca. Podeszła do niego ruda pielęgniarka. Zamienili kilka słów, a później dziewczyna usiadła obok niego i zaczęła go pocieszać. Najpierw starał się zachować poważną minę, ale później rozpłakał się jak małe dziecko.  Po zdecydowanie dłuższej chwili podszedł do niego lekarz, zerwał się jakby się paliło. Rozmawiał z nim, a potem rzucając jeszcze coś na odchodne wbiegł do sali jak na skrzydłach. Zastanawiało mnie kto tak ważny mógł leżeć w środku sali 1040. Dla tego chłopaka-na pewno ktoś bardzo ważny. Przeniosłem wzrok na szybę naprzeciwko mnie. Sala 1035. W małym łóżeczku  leżał paroletni chłopiec, spod bandaża na jego malej główce wystawało  kilka blond kosmyków. Nad łóżkiem pochylały się dwie osoby- dziewczyna i chłopak, brunetka i blondyn. Brunetka przypomniała mi o Maddie, która prawdopodobnie walczy teraz o życie. Patrząc na tą trójkę za szybą zdałem sobie sprawę jak mało wiem o otaczając mnie ludziach, oraz jak bardzo mi się nudzi. Możliwe że para wcale nie była małżeństwem, a to nie był ich syn, pewnie nie zastanawiałbym się nad tym gdyby nie czas który jakby specjalnie zwolnił. Wolałem nawet nie myśleć o Mad. Uwielbiam o niej myśleć, ale myśl że mogłoby jej się coś stać....
-Państwo White?-wszyscy momentalnie zerwaliśmy się z niewygodnych krzesełek,a rodzice Maddie przytaknęli.
-Stan dziewczyny jest już stabilny, ma złamaną nogę i lekki wstrząs mózgu. Jednak jak na tak silne uderzenie zniosła to dość dobrze. Możecie państwo wejść do środka.- Mimo iż słowa były skierowane tylko do państwa White, weszliśmy tam całą grupą. Musiałem pohamować się przed pobiegnięciem do łóżka Mad i utuleniem jej drobnego poranionego ciałka. Zostawiłem ten przywilej jej rodzicom, my musieliśmy poczekać. Widziałem jak Kate ma łzy w oczach i jak ściska swoje palce na przedramieniu pocieszającego ją Harry'ego. Pani D popatrzyła chwilę na posiniaczoną twarz dziewczyny i powiedziała:
-Będę musiała dać jej rolę Rebecce.....
-----------------------------------------------------------------------------
Taki jakiś krótki rozdział i  w sumie poza wypadkiem nie wiele wnoszący do historii...
Nie wiem też kiedy pojawi się następny rozdział, ale postaram się, aby był ciekawszy.
Prawda jest taka, że ten tydzień mam zawalony sprawdzianami, kartkówkami i próbami do przedstawienia, które wystawiamy w piątek, także nie wiem czy znajdę czas, aby napisać coś w tym tygodniu.
Dobra, koniec smęcenia..
Mimo wszystko mam nadzieję że choć trochę wam się podoba i że wyrazicie swoją opinię w komentarzu.
Do Napisania!!

2 komentarze:

  1. Wow Maddie niee... Rebeca to suka!
    ExD

    OdpowiedzUsuń
  2. Mad :'( zdrowieć ma ,a Rebeca ? A to kur*a jedna xd ,przejechała ją
    Chce next :DD

    OdpowiedzUsuń