piątek, 14 października 2016

Sisters part 2

 - Suka - mruknęła jedna z moich bf, kiedy Lola zniknęła nam z pola widzenia.
 - To prawda. - odpowiedziałam. Byłam zazdrosna, bardzo zazdrosna, ponieważ właśnie zauważyłam, że moja siostra również zakochała się w Harrym, a chłopak wybrał właśnie ją - Powinien wybrać mnie...
 - Nie martw się, Julie, zawsze zostaje Malik. - dodała Sandra, najbliższa mi dziewczyna.
 - Styles jest najlepszą partią w tej szkole. Tylko ja mu dorównuję, więc powinien wybrać mnie. - warknęłam, zarzuciłam włosami i odeszłam do mojej klasy - Zresztą pewnie założył się z kimś, że przeleci żelazną dziewicę i nic do niej nie czuje.
Zerknęłam w lusterko, które zawsze miałam przy sobie i sprawdziłam stan swoich włosów i makijażu. Jak zawsze wyglądałam idealnie. Nie to, co ta mała idiotka, która właśnie szła za rękę z MOIM Harrym i patrzyła się na niego jak w obrazek.
 - Co powiesz na szantaż? - szepnęła mi do ucha Marie.
 - Co mam robić? - odpowiedziałam tylko, a dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła mnie gdzieś indziej.
 - Jestem pewna, że ta mała kurwa nie znienawidziła cię. Zatem możesz jej powiedzieć, że jeśli nie odda ci Stylesa, zabijesz się.

*tydzień później*

Po długich namowach Marie zgodziłam się na coś takiego. Przez te siedem dni ani razu nie odezwałam się do Loli, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest ona taką idiotką, żeby na to pójść. Ja nigdy bym nie oddała Hazzy, nawet sama wbiłabym jej nóż w serce, jeśliby tylko spróbowała powiedzieć coś takiego.
W końcu podeszłam do niej z bolesnym wyrazem twarzy. Byłam doskonałą aktorką.
 - Siostrzyczko moja kochana. Proszę, oddaj mi Harrego... - tu westchnęłam - Tak bardzo go kocham, nie mogę patrzeć na to, jak widzę, że jest strasznie nieszczęśliwy w związku z tobą. Jeśli to dalej potrwa, nie będę mogła już w ogóle na to patrzeć. Zabiję się.
 - Ale jak to, Julie? Przecież ty nie możesz... jak... - dziewczyna zacięła się, żeby po chwili zrozumieć - Muszę ci oddać Hazzę, prawda?
 - Uwierz mi, ze mną będzie szczęśliwszy. Z tobą on się dusi, nie może tak być. Musisz zostawić go mnie.
 - Dobrze, tylko proszę, nie zrób sobie nic złego. I jemu też.
Po mojej twarzy przebiegł cień satysfakcji. Z niechęcią przytuliłam Lolę, dziękując jej najsłodszym głosem, jakim tylko mogłam. Po chwili odbiegłam do Marie.
 - I jak? - zapytała dziewczyna, już znając odpowiedź.
 - Jest mój.

------------------

Hej! Dawno mnie tu nie było. Przybywam z drugą częścią partowca "Sisters", więc mam nadzieję, że się spodobało. Będą jeszcze chyba dwie części.
Czekam na dużo komentarzy i do zobaczenia!

piątek, 29 lipca 2016

Sisters part 1

Dwie dziewczyny będące siostrami.
Dwie dziewczyny o skrajnie różnych charakterach.
Dwie dziewczyny zakochane w jednym chłopaku.
Julie jest piękną, kuszącą blondynką, która uważa siebie za nie wiadomo jakie bóstwo, myśli, że zasługuje na wszystko, jest najbardziej znaną dziewczyną w szkole.
Lola jest o prawie rok młodsza od Julii, słodka, miła, inteligentna, lecz uważana za kujona.
Obie zakochane są w Harrym, który jest niesamowicie przystojnym brunetem ze słodkimi loczkami i dołeczkami w policzkach. Na widok jego uśmiechu większości dziewczyn miękły kolana. Był sprytny i miły, ale miał bardzo głupie pomysły, które zwykle kończyły się dla niego dość niefortunnie.
Jak zwykle siostry równocześnie weszły do szkoły. Julie ruszyła w stronę grupy pustych lasek, które były jej niby najlepszymi przyjaciółkami, a Lola samotnie poszła prosto do klasy, w której miała się odbyć pierwsza lekcja. To znaczy poszłaby, gdyby drogi nie zagrodził jej Styles.
 - Cześć - powiedział z szerokim uśmiechem, a młodsza siostra poczuła, że chyba zaraz zemdleje.
 - Cześć - szepnęła z maślanymi oczami.
 - Słuchaj, od jakiegoś czasu się tobie przyglądam - Lola poczuła, że już może umierać - i podobasz mi się. Nawet nie próbuj przeczyć, widzę jak na mnie patrzysz. - dziewczynie opadła szczęka - W każdym razie muszę cię prosić o jedno - Harry wyszczerzył zęby - zostaniesz moją dziewczyną? Proszę... - jakimś dziwnym trafem nie mogła wykrztusić słowa, więc tylko kiwnęła głową, a chłopak pocałował ją namiętnie w usta, wziął za rękę i zaprowadził do klasy, ku zdziwieniu jego partnerki, która myślała, że jej nogi stały się galaretą.
Całemu temu widowisku przyglądała się Julie ze swoimi przyjaciółeczkami i bynajmniej nie życzyła im szczęścia.

------------------

Ok, na dzisiaj tyle. Później akcja się rozkręci, sorry, że tak krótko. To do następnej części. (Kolejną część partowca z Liamem postaram się opublikować w najbliższym czasie.)

środa, 20 lipca 2016

Pomysł

Hej! Wynalazłam taki dość ciekawy "scenariusz" nowego imagina, tylko byłby on dużo-partowcem i mam pytanie: Czy mogłabym go napisać ze zwykłymi imionami? Tak byłoby mi dużo łatwiej. W każdym razie, byłyby to wtedy najprawdopodobniej Lola, Julie i Terrence, więc jeśli nie macie nic przeciwko, to piszcie w komentarzach.

wtorek, 17 maja 2016

Niall

On - wysoki, przystojny brunet o niebieskich oczach, otoczony przyjaciółmi, z piękną dziewczyną u boku. 
Ja - niska, zielonooka blondynka z dostatecznymi ocenami i bez przyjaciół. 
Jakiekolwiek szanse? Nie! Ale cóż, chociaż pochodzimy z dwóch różnych światów, to jednak udało mi się w nim zakochać. 
Ale jeśli nie miałam u niego szans, to pewnie nie miałam ich także u innych chłopców. Więc w sumie czemu nie kochać go dalej, skrycie mając nadzieję, że kiedyś mnie zauważy. 
Pewnego dnia stało się coś niespodziewanego. Otóż po matematyce (z której jemu nia szło dobrze, ale mnie jak najbardziej) Louis - bo tak miał na imię ten cholerny przystojniak, podszedł do mnie i z pewnym wahaniem w głosie powiedział: 
 - Hej, [T.I.], pomożesz mi z tym zadaniem z matmy? Jakoś tak kiepsko mi idzie z tymi całymi pierwiastkami... - gdy to powiedział, moje serce zatrzepotało z radości. Znał moje imię! Jednak postarałam się opanować i odpowiedziałam: 
 - Jasne, czemu nie. 
 - Możesz zostać chwilę po lekcjach, żeby mi to wytłumaczyć? - zapytał niepewnie. 
 - Okej - uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo i odszedł do Lily - jego dziewczyny. 
 - Co tak się na niego patrzysz? Zakochałaś się? - zapytał jeden z najzłośliwszych uczniów mojej klasy. Natychmiast spojrzałam na niego, czerwieniąc się ze złości. 
 - Słuchaj, debilu, jeśli nadal masz zamiar być złośliwym, to sobie odpuść, bo tym niczego nie osiągniesz. Spierdalaj! - wybuchłam. Denis spojrzał na mnie, jak na kosmitkę. No tak, zwykle odpowiadałam jakimś "mądrym" zdaniem, którego w ogóle nie rozumiał, a tym bardziej nigdy nie przeklinałam. Ale cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? A ten jakby posłuchał mnie i faktycznie zwiał, a po chwili cała klasa już wiedziała, co powiedziałam. Po chwili zaczęłam żałować, jednak to uczucie szybko przeszło, gdyż znów podszedł Louis. 
 - Nie przejmuj się nim. To idiota. Tak swoją drogą, co ci powiedział? - to pytanie tak mnie zaskoczyło, że prawie upuściłam plecak, który właśnie miałam zamiar założyć na ramię. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, bo wyśmiałby mnie i z naszego spotkania nici. 
 - Yyyyyyy... ymmmm... On... powiedział... - zaczęłam się jąkać - powiedział, że... że jestem... głupia, że... eeeeee... się zgodziłam na... tooo... spotkanie... yyyy... pomoc... w matmie... - chyba nie zrozumiał, bo jego oczy wyrażały zakłopotanie... - to znaczy... po prostu powiedział, że nie powinnam nikomu pomagać... - w końcu udało mi się sklecić sensowne zdanie, a Lou kiwnął głową. 
 - No cóż, okej... ymmm... mogę usiąść z tobą? - zapytał, gdy weszliśmy razem do klasy, a ja aż się zatrzymałam z zaskoczenia. Nie byłam zbyt dobra z niemieckiego, tak jak on. Może po prostu zrobił to z litości? zaśmiała się moja podświadomość. Natychmiast dołączyłam z powrotem do niego i przytaknęłam, zgadzając się na propozycję chłopaka. 
Ta lekcja była cudowna. Louis ciągle ze mną rozmawiał, śmiał się z innych osób z klasy (łącznie z Lily) i obrzucał mnie swoim olśniewającym uśmiechem. Biło od niego cudowne ciepło, a że byłomi zimno i prawie drżałam, chłopak przytulił mnie i trzymał tak do końca lekcji. Byłam niesamowicie szczęśliwa, a co tu dopiero mówić o jego dziewczynie, która wyglądała, jakby chciała zabić mnie wzrokiem. 
Gdy lekcje się skończyły, poszłam z Louisem do jakiejś nieużywanej klasy, żeby trochę go poduczyć. Gdy stałam przy tablicy i udawałam "poważną nauczycielkę", Lou zapisywał wszystko w jakimś zeszycie i od czasu do czasu cicho się śmiał. Gdy skończyłam tłumaczyć, na czym polegają pierwiastki, po co one, jak je rozwiązywać i do czego służą te dodatkowe liczby, chłopak podszedł do tablicy, wziął kredę, ale jakby po chwili się rozmyślił, odłożył przedmiot z powrotem, podszedł do mnie, dotknął dłonią mojego policzka i... nie, nie, nie! Źle to ujęłam! To nie tak, jak myślicie! 
 - Jesteś świetną nauczycielką. - szepnął - Ale ja tego nie potrzebuję... przepraszam, okłamałem cię i... i wszystkich. Oprócz Lily... - odsunął się na tyle, że mogłam już spokojnie oddychać bez dotykania jego klatki piersiowej - Ona wie, jaki jestem. A ja zauważyłem, że ty... czujesz coś do mnie. Lily tak na prawdę nie jest moją dziewczyną i nigdy nie była. Musiałem ukryć coś, za co zostałbym wyśmiany, wyrzucony ze społeczeństwa... muszę się ukrywać. Próbowaliby mi pomóc, ale ja wcale nie potrzebuję pomocy. Wszyscy myślą, że to choroba... proszę, [T.I.], nie wyśmiej mnie. I proszę też, żebyś nikomu nigdy o tym nie mówiła. W sumie myśl sobie o mnie, co chcesz, to nie ma znaczenia. Po prostu... ja nie lubię... dziewczyn... 
Chłopak spojrzał na mnie, jakby na coś czekał, ale ja nadal nie rozmiałam.
 - Czyli? - zapytałam, a ten westchnął, jakby zmęczony tym, że musi mi to tłumaczyć. 
 - Nie jestem hetero, [T.I.]. Wolę chłopców... - powiedział cicho i wyszedł z klasy. 
Jeśli wolał chłopaków to znaczy... że nie mam u niego szans nie z powodu swojego wyglądu, czy charakteru, lecz po prostu, bo taki już jest. A to oznacza, że... zaraz, zaraz... on wyszedł z klasy... myśli, że tego nie akceptuję! 
 - Louis! Louis, zaczekaj! - krzyknęłam i wybiegłam z klasy. Gdy tylko znalazłam się na korytarzu zobaczyłam Lou'iego z jakimś chłopakiem. Oboje właśnie chcieli zbiec po schodach, na parter i najprawdopodobniej wybiec ze szkoły. Pobiegłam za nimi, a po chwili byłam już na zewnątrz. Padało. Biegłam w deszczu, cała mokra, a przede mną majaczyły sylwetki chłopaków, trzymających się za ręce. Nagle poślizgnęłam się, wywróciłam i... zemdlałam. 
Obudziłam się w szpitalu. Nie potrafiłam otworzyć oczu, ale poza tym wszystkie moje zmysły działały. Pamiętałam wszystko, do wyznania Louisa, a później chyba Harrego i mojego crusha biegnących razem w deszczu, więc moja pamięć mnie nie zawiodła, ale czułam, że coś jest nie tak. Czułam to między innymi na dłoni, którą prawie nieustannie ktoś trzymał. Ten ktoś miał dużą, ciepłą rękę, więc nie był to na pewno nikt z mojej rodziny. Przeczuwałam, że nie znam tego kogoś. Pewnego dnia, gdy leżałam, nie mogąc dać znaku życia, usłyszałam cichą melodię, a po chwili słowa piosenki. 

Your hand fits in mine
Like it’s made just for me
But bear this in mind
It was meant to be
And I’m joining up the dots
With the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me

You’ll never love yourself
Half as much as I love you
You’ll never treat yourself right darlin’
But I want you to
If I let you know
I’m here for you
Maybe you’ll love yourself like I love you
Ooh

I won’t let these little things
Slip out of my mouth
But if I do
It’s you
Oh it’s you
They add up to you
I’m in love with you
And all this little things

Słuchałam uważnie każdego słowa, chciałam zapamiętać na zawsze ten głos, uwierzyć, że te słowa były skierowane do mnie i w sumie nie było to takie trudne, bo po chwili ten sam głos powiedział, trzymając znów moją rękę: 
 - To do ciebie, piękna. Wiem, że nie masz pojęcia, kim jestem i, że pewnie nawet mnie nie słyszysz, ale musisz wiedzieć, że cię kocham. Całym sobą. Wtedy, gdy wywróciłaś się na tym deszczu, gdy bezwładnie opadłaś na ziemię, natychmiast chciałem ci pomóc. Ludzie dzwonili po karetkę, a ja po prostu klęczałem przy tobie, błągając, żebyś nie umierała. Krew leciała z twojego oka, wiesz? Pewnie już nigdy go nie otworzysz. Ale może kiedyś spojrzysz na mnie tym drugim okiem i powiesz, że mnie kochasz? Nie, tak się dzieje tylko w fanfictions... a ja chcę, żeby to działo się na prawdę. Żebyś... - cudowny głos się urwał, gdy poruszyłam delikatnie palcem prawej ręki, za którą mnie trzymał. Pewnie jakimś cudem to poczuł - Słyszysz mnie? Jeśli tak, to zrób to, co przed chwilą, tylko innym palcem... - spełniłam jego życzenie, dotykając go delikatnie kciukiem. 
 - Jak... - wychrypiałam - jak... się... nazywasz...? - udało mi się poskładać to jedno konkretne zdanie, a on chyba podskoczył z radości. 
 - Jestem Niall. Niall Horan. A ty...? 
 - [T.I.] - szepnęłam, tym razem z mniejszym problemem. 
 - Wiesz, [T.I.], chciałbym, żebyś mnie pokochała, tak jak ja pokochałem ciebie. I może też jak tamten brunet, Denis. Znasz go, prawda? - osłupiałam. Denis? Ten Denis? Ten, który był najgorszy w całej mojej klasie? - On ciągle mówi, że zna twoje imię, ale nie chciał mi go powiedzieć. W ogóle nie chciał mi nic o tobie powiedzieć. Mówił, że jest twoim chłopakiem, ale od kiedy się z nim pobiłem, już tu nie wchodzi. To znaczy, chyba, bo nie jestem pewien. W końcu czasami wracam do domu lub coś jem, no nie... 
- Ale z ciebie... gaduła... Znam... Denisa... ale... on nie jest... moim chłopakiem... - wycharczałam, a Niall jakby odetchnął z ulgą. 
 - To dobrze, bo jakbym go spotkał go jeszcze raz i jakby znów się tak tobą chwalił, to bym go chyba zabił... 
Minął tydzień. Niall codziennie przychodził i grał na gitarze tą samą piosenkę, a później długo rozmawialiśmy. Mój głos brzmiał lepiej z każdym dniem, ale nadal nie udało mi się otworzyć oczu. Bałam się, że to nigdy nie nastąpi... Pewnego dnia jednak mój adorator zaśpiewał inną piosenkę. Inną, piękniejszą piosenkę... 

Through the wire, through the wire, through the wire
I'm watching her dance, dress is catching the light
In her eyes there's no lies, no lies
There's no question, she's not in a disguise

With no way out and a long way down
Everybody needs someone around
But I can't hold you, too close now
Through the wire, through the wire

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now

Through the wire, through the wire, through the wire
I'm watching you like this, imagining you're mine
It's too late, it's too late, am I too late?
Tell me now, am I running out of time?

With no way out and a long way down
Everybody needs someone around
But I can't hold you too close now
Through the wire, through the wire

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now

Whatever chains are holding you back
Holding you back, don't let 'em tie you down
Whatever change is holding you back
Holding you back, tell me you believe in that

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now, I wish I could be there now

Głos Nialla ucichł, a z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza. Później druga i trzecia, ale czwartą już powstrzymałam, szybko mrugając. Gdy tylko z powrotem zamknęłam oko, zrozumiałam, co zrobiłam. 
 - Niall... - szepnęłam, gdy znowu otworzyłam oko. Obok mnie siedział przystojny blondyn z gitarą na kolanach. Jego duża dłoń leżała na mojej. Płacze? przemknęło mi przez umysł. Rzeczywiście, Horan zakrył twarz ramieniem, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. 
 - Przepraszam, [T.I.]. Wiesz, w tej piosence jest taki wers: But you've got stars, they're in your eyes... A ja może nigdy nie zobaczę, czy to prawda... - westchnął. 
 - Niall, spójrz na mnie. - szepnęłam, a on się odwrócił i trafił prosto na moje zielone oczy. Jego tęczówki były jak ocean. Od razu w nich zatonęłam... 
 - Widzisz mnie? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. 
 - Pamiętasz, jak pierwszy raz ze sobą rozmawialiśmy? Wtedy chciałeś, żebym kiedyś otworzyła to oko i powiedziała, że cię kocham. I teraz mogę to zrobić. Kocham cię, Niall. - powiedziałam i podniosłąm się trochę, łącząc jego usta z moimi. Nasz pocałunek był długi i namiętny, nasze języki wirowały w tańcu. W końcu odsunęłam się od niego, żeby zaczerpnąć powietrza. 
 - Kocham cię, [T.I.]. - szepnął i znów mnie pocałował. 

-------

Wiecie, jak szybko napisałam tego imagina? Jakbym nie musiała pisać, tylko moja wyobraźnia przelewałaby się na komputer samoczynnie, to wymyśliłabym to chyba w godzinę! W każdym razie czekam na komy i do następnego :)
No i bardzo dziękuję za miły komentarz pod postem o Harrym (to nie tylko mój blog, żeby nie było. Nawet nie jestem tu administratorką) ;)

czwartek, 5 maja 2016

Liam (1)

Hej! Jak coś, to jest pierwsza część i nie ma (chociaż jest) tu Liama. W następnej będzie i UWAGA! Wstawiłam już dzisiaj jednego imagina, więc jeśli nie czytałeś, to wróć! 

**********************

Przetarłam oczy, przerażona tym,co widziałam.
Nie, to nie mogła być prawda. Byłam za młoda, zbyt głupia.
I przerażona. Kompletnie przerażona.
Spojrzałam jeszcze raz na test ciążowy. Dwie kreski. Poprzednie, które wykonałam pokazywały dokładnie to samo, a to mogło znaczyć tylko jedno.
 - Zayn! Proszę, przyjdź tutaj! - zawołałam mojego chłopaka.
 - Co się dzieje, słońce? - zapytał, gdy przybiegł do łazienki.
 - Ja... j-ja... - nie potrafiłam tego powiedzieć. Po chwili Malik zauważył powód moich łez.
 - Czy to...? - nie mógł mówić dalej.
 - Tak, Zaynie, ja chyba jestem w ciąży. - odpowiedziałam po chwili.
Jesteśmy razem od trzech lat, lecz jeszcze się nie zaręczyliśmy. Moi oraz jego rodzice zostali zamordowani, gdy wyjątkowo brutalny gang zaatakował ich podczas kolacji, na której się poznawali. My byliśmy wtedy na górze, więc nie wiedzieli, że jesteśmy w domu. Żyjemy na własną rękę, czasem brakuje nam trochę pieniędzy. Nie stać nas na dziecko.
 - [T.I.], nie możesz być w ciąży. Nie. Przepraszam, ale... ja muszę to zrobić. - po tym pobiegł gdzieś, a po kilku sekundach wrócił i wbił nóż w mój brzuch.
Krzyknęłam z zaskoczenia, przerażenia i bólu. Opadłam na zimne kafelki, uderzając w nie głową. Ostatnim, co widziałam, były brązowe oczy chłopaka, który zabił nasze dziecko.

Poczułam koszmarny ból w brzuchu. Dopiero po chwili zorientowałam się, kim jestem i gdzie najprawdopodobniej przebywam. W końcu usłyszałam kilka słów.
 - Jest już coraz lepiej. Powinna się za niedługo obudzić. - powiedział ktoś wysokim głosem.
 - Dobrze, bardzo dziękuję. - usłyszałam odpowiedź.
Minimalnie uchyliłam powieki. Od razu zauważyłam tonę bieli, a później podszedł do mnie mój kochany mulat.
 - Cześć, [T.I.]. - powiedział, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam w jego piękne, brązowe oczy, a moja pamięć nareszcie zadziałała do końca.
Przypomniałam sobie test ciążowy, łzy, moment, gdy przybiegł Zayn, gdy się dowiedział, gdy... gdy zabił nasze dziecko i jego tęczówki, które widziałam po raz ostatni.
 - Zayn... - zaczęłam, ale nie potrafiłam wykrztusić ani słowa.
 - Jestem tu. - szepnął z uśmiechem.
 - Jak... jak mogłeś... - w końcu to powiedziałam, a ten zmarszczył brwi.
 - Co? - zapytał, ale w jego oku pojawił się groźny błysk.
 - Zabiłeś... zabiłeś nasze dziecko... zabiłeś moje dziecko! - na końcu już krzyknęłam. Pielęgniarka, która stała niedaleko, spojrzała na mnie zdziwiona, a później zerknęła na Malika - Wbiłeś mi nóż w brzuch. Nie mogę w to uwierzyć, kochałam cię! Jak mogłeś...? - teraz już płakałam. Podszedł do nas jakiś lekarz, patrząc groźnie na mulata.
 - Proszę się odsunąć. - powiedział do Zayna - Czy dobrze się pani czuje? Może chciałaby pani zakazać mu przychodzenia tutaj? - zwrócił się do mnie mężczyzna troskliwie.
 - Czuję się bardzo źle, bo on - tu wskazałam na mojego chłopaka - zabił moje dziecko. Wbił mi nóż w brzuch.
 - Ochrona! - krzyknął lekarz, a wtedy do sali wszedł wysoki facet ubrany na czarno - Proszę go wyprowadzić.
Mężczyzna zabrał mojego byłego. Zaraz, jeszcze nie...
 - Zayn! - krzyknęłam za nim, a ten się obrócił - Zrywam z tobą.

Harry

Przystojny, bezczelny, śmiały, słodki, towarzyski. A ja? Głupia, zepsuta, cicha, nie udzielająca się, kujon. A jednak, zakochałam się w nim. Zakochałam się w tym wysokim brunecie, w tych jego pięknych loczkach, w cholernym przystojniaku. Nic dla niego nie znaczę. Jestem tylko cichą koleżanką, z którą nie ma o czym gadać. A jednak, on próbuje. Próbuje przekonać się do mnie, zagadać, nadal być królem na polu bitwy, zwanej potocznie szkołą. Co jakiś czas spisuje ode mnie zadanie domowe, czasami ściąga ode mnie na sprawdzianie. Ale ja wiem, że dla niego to nic nie znaczy. Bo ja jestem zwykłą pryszczatą kujonicą w grubych okularach, ubierającą się jak sześćdziesięciolatka, do tego bez dużych piersi, jakie posiada reszta dziewczyn z klasy. Jednak, pewnego dnia to nie ja go uratowałam przed brakiem zadania czy jedynką ze sprawdzianu, a on mnie. Od czegoś potwornego.
Wracałam właśnie ze szkoły. Naokoło mnie było mnóstwo pięknie wyglądających par, trzymających się za ręce, lub nawet co jakiś czas całujących się. Jedynie na drugiej stronie ulicy szedł jakiś mężczyzna, zupełnie sam, trzymając w ręku coś czarnego i dziwnie błyszczącego. Przyjrzałam się temu czemuś uważnie, ale nie potrafiłam odgadnąć, co to. Nagle mężczyzna spojrzał na mnie, na co szybko się odwróciłam. Po kilku sekundach usłyszałam coś jak wystrzał z pistoletu i poczułam, że tracę równowagę, że coś ciężkiego przygniata mnie do ziemi. Dopiero po jakimś czasie odzyskałam równowagę umysłu. To, co trzymał mężczyzna faktycznie było pistoletem. Możliwe, że jak przyłapał mnie na patrzeniu na broń, strzelił, a jakiś przechodzień to zauważył i rzucił się na mnie, żeby kula nie trafiła. Gdy tylko zdałam sobie z tego sprawę, usłyszałam ponowny strzał, tym razem dużo bliżej. Ale mężczyzna znów nie trafił. Poczułam jedynie, że osoba, która mnie przygniatała do ziemi nagle tak jakby... zwiotczała... Natychmiast zrzuciłam z siebie ciężar, wstałam i z całej siły kopnęłam niedoszłego mordercę w krocze. Ten wywrócił się, jęcząc z bólu, a ja spojrzałam na mojego bohatera i zobaczyłam Harrego! Tego, w którym skrycie się podkochiwałam! Nagle jednak zrozumiałam coś strasznego. Ten facet, który zwijał się z bólu na ziemi wcalenie był niedoszłym mordercą. Udało mu się.
Upadłam na kolana i przewróciłam Stylesa na plecy. Jego zielone oczy straciły blask, były zupełnie puste, a na piersi znajdowała się nieduża rana. Rana po kuli, która miała trafić mnie. Zaczęłam szlochać, błagać, żeby to nie działo się na prawdę, ale krew, znajdująca się na chodniku tylko potwierdzała to, co widziałam w wyblakłych oczach. Harry Styles uratował mi życie, oddając swoje własne. Był... martwy.

------

Hej! Wiem, dawno mnie nie było, ale no wiecie: nauka. Piszę to na szybko, bo akurat mnie wena dopadła (tak, po dwudziestej drugiej). Także ten, czekam na komentarze i do następnego!

sobota, 2 kwietnia 2016

Niall

Hej! Wiem, że dawno mnie nie było i bardzo za to przepraszam, ale postaram się szybko napisać jeszcze dłuższego imagina :)

----------------------

Uważałam, że on jest perfekcyjny. Źe jego brązowe loki i piękne, zielone oczy rozkochały mnie w sobie. Jednak gdy poznałam Nialla, Harry przestał się liczyć. Zrozumiałam, że to tylko zauroczenie. W końcu nawet nie znałam Hazzy. Bałam się odezwać do niego. Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Myślałam, że nie ma wad, ale pomyliłam się. Bo on skreślił mnie na samym początku. Nie chciał, żebym się w nim zakochała. Na szczęście poznałam słodkiego Irlandczyka o blond włosach i niebieskich oczach. Był jego zupełnym przeciwieństwem. Zakochałam się w nim, gdy tylko do mnie zagadał. Jego charakter zupełnie się różnił od charakteru Stylesa. Z resztą wygląd również. Ale w Horanie było coś, co mnie przyciągało. Nie był tak nieczuły, jak jego poprzednik i nie złamał mi serca. Wręcz przeciwnie. Kiedyś, gdy prawie spadłam ze schodów, on mnie złapał, przyciągnął do siebie i pocałował. A później wszystko potoczyło się z górki. Tak, że teraz nazywam się [T.I.] Horan.

sobota, 27 lutego 2016

Harry (2)

Hej! Już napisałam dwa posty (wczoraj), więc wróć, jeśli nie czytałaś!
Bardzo, bardzo, bardzo cię przepraszam, za to, że musiałaś tak długo czekać. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam na drugą i ostatnią część partowca dla Oliwii Szymańskiej!

↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓

Wpatrywałam się w żywe plakaty mojej siostry, przypominając sobie ich imiona. Ten blondyn chyba nazywał się Zayn Malak, ten z dzieckiem w takim razie to pewnie Ziall Storan, ten, który nas tu wciągnął to chyba Lajam, tylko nie mogłam przypomnieć sobie jego nazwiska. No i został Harry Styles, który przytulił i podniósł i jeszcze okręcił mnie wokół własnej osi na powitanie.
 - Postaw mnie, wariacie! - krzyknęłam, śmiejąc się.
 - Ok, ale pod jednym warunkiem. - odpowiedział chłopak, nadal trzymając mnie w górze.
 - Jakim? - zapytałam, zaciekawiona.
 - Zaśpiewaj coś.
 - No chyba cię pojebało - stwierdziłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
 - Nie, zaśpiewaj coś, proszę. - zrobił słodkie oczka.
 - Ugh, no dobra. - skrzywiłam się i nadal w powietrzu zaczęłam śpiewać - for your eyes only, I'll show you my heart, for when your lonely and forget who you are... - przerwała mi burza oklasków ze strony chłopaków, a wtedy Harry z powrotem postawił mnie na ziemię.
 - Wow... ale ty śpiewasz. Następnym razem z nami wyjdziesz na scenę i koniec kropka z dwoma wykrzyknikami. - powtórzył mój tekst, a ja tylko spojrzałam na niego jak na idiotę.
 - Chyba żartujesz. - stwierdziłam.
 - Bynajmniej. - odpowiedział.
 - Nie chcę nic mówić, ale zachowujecie się jak stare małżeństwo. - odezwał się blondyn - będziecie mieli ciekawą przyszłość...
W tym momencie Harry rzucił się na niego i zaczął go łaskotać.
 - Prze... przestań... Ha... Ha... Ha... Harry! - mówił przez śmiech.
 - Przestanę, jak to odwołasz.
 - O... ok... odwo... odwołuję... Hahaha - jąkał się, a gdy Harry przestał, zrobiło mi się smutno. Bardzo go polubiłam, a może nawet zakochałam się w nim, więc nie chciałam jego odrzucenia, a to przed chwilą...
 - No to co? Obiad czeka! - stwierdził jeden z tych trzech, których imion nie znałam.
 - Yyyyy... czy moglibyście powiedzieć mi, jak się nazywacie? - zapytałam niepewnie, na koniec się rumieniąc.
 - Ja jestem Liam Payne. - zaczął jeden z nich, a po chwili dodał - A to Niall Horan i Louis Tomlinson. - wskazał na blondyna i bruneta - A Harrego już znasz. To znaczy chyba, chociaż wczoraj gadał ciągle o to... - Liam nagle spadł z krzesła, łapiąc się za nogę - Harry!
 - No co? Co za dużo, to nie zdrowo. - stwierdził Loczek, odpowiadając na oskarżycielskie spojrzenia przyjaciół i mojej siostry.
 - Może zajmiemy się już obiadem? - zapytałam, przerywając walkę na spojrzenia.
 - A, tak. Gdzie... - zaczął Niall, ale przerwał mu dzwonek do drzwi - No, nareszcie! - poszedł otworzyć i wrócił po chwili z czterema pudełkami pizzy.
 - No, nie, przesadziliście, kto to wszystko zje? - zapytałam, patrząc z niedowierzaniem na kartony.
 - Och, poczekaj! To dopiero połowa! - odpowiedział mi Louis, idąc pomóc blondynowi. Po kilku minutach na stole stało z dziesięć prostokątnych pudeł.
 - No chyba żartujecie. Przwcież nas jest tylko szóstka! - stwierdziła moja siostra.
 - Nie, jest idealnie. Dwa dla Niallera i po półtora dla reszty. - odpowiedział Harold.
 - I wy w ogóle nie tyjecie? - zapytałam cicho, ale odpowiedzi nie było, bo każdy już zabrał się za jedzenie.
Po obiedzie chłopcy stwierdzili, że czas zagrać w butelkę. Usiedliśmy więc na miękkim dywanie w kole, a Liam jako pierwszy zakręcił. Wypadło na moją siostrę.
 - No, słonko, pytanie, czy wyzwanie? - zapytał.
 - Wyzwanie - odpowiedziała.
 - Napij się. - powiedział i podał jej szklankę wódki, którą wypiła jednym haustem, po czym zakręciła. Padło na Nialla.
 - Pytanie.
 - Ile dałbyś radę zjeść? - zapytała, już lekko wstawiona.
 - Dużo więcej, niż myślisz. - odpowiedział, po czym też się napił i zakręcił.
 - Wyzwanie - powiedział Harry.
 - Ok... - patrzył po naszych twarzach, szukając podpowiedzi, aż jego wzrok zatrzymał się na mnie.
 - Pocałuj [T.I.]. - powiedział z szerokim uśmiechem, a Harry powoli zbliżył się do mnie i musnął moje usta swoimi wargami - Ej! Ale dłużej!
 - Nie mówiłeś ile. Zadanie wykonane. - zakręcił. Oczywiście wypadło na mnie.
 - Pytanie - powiedziałam, widząc już wstawione towarzystwo (Kiedy oni to wypili?!).
 - Hmmm... Masz kogoś na oku?
 - Tak - odpowiedziałam, a po chwili dodałam, bo nie zdążyłam ugryźć się w język - ciebie.
Niall i siostra leżeli na ziemii, a reszta starała się opanować, ale i tak w całym salonie rozbrzmiewał śmiech.
 - Żartujesz. - to nie było pytanie, a Harry się nie śmiał.
 - Yyyyy... nie - moja twarz była na pewno cała czerwona.
 - [T.I.], ja nic do ciebie nie czuję. - był bardzo poważny.
W tym momencie wszyscy przestali zagłuszać nas i spojrzeli po sobie.
 - Co ty pieprzysz Hazza?! - zapytał Liam.
Dalszej części jego wypowiedzi nie słyszałam, bo wybiegłam z domu. Usiadłam na ławce w parku niedaleko i zaniosłam się płaczem. W sumie nie byłam stuprocentowo pewna co do niego czuję, ale podejrzewałam co. Tak, zakochałam się w Harrym Stylesie, idolu mojej siostry, którego spotkałam broniąc go przed fankami. Moja historia jest pokręcona. Nagle mój telefon zadzwonił.
 - Halo?
 - Pani [T.I.] [T.N.]? - rozległ się męski głos po drugiej stronie.
 - Tak, to ja. - odpowiedziałam, zdziwiona.
 - Pani rodzice zginęli w wypadku samochodowym. - powiedział mężczyzna z takim spokojem, że aż się zaśmiałam.
 - Kim pan jest i czy się pan dobrze bawi? - zapytałam, ale po drugiej stronie usłyszałam pikanie jakiejś maszyny.
 - To nie jest żart. Szpital na Demons Street 38. Proszę natychmiast przyjechać.
W tym momencie wypuściłam głośno powietrze, a zaschnięte łzy znów pojawiły się na mojej twarzy. To była bardzo zła wiadomość.
Gdy tylko dotarłam do szpitala, ruszyłam w stronę sali, którą wskazał mi lekarz jeszcze przez telefon. Tam znalazłam dwa łóżka operacyjne, idealnie zaścielone. Tylko pod prześcieradłami było coś.
 - Nie... - szepnęłam.
Odkryłam jedno z prześcieradeł, dzięki czemu zobaczyłam białą twarz. Martwą twarz. Twarz mojej matki.
Rozpłakałam się.
Po około dziesięciu minutach drzwi do sali otworzyły się. Chwilę później usłyszałam głośny szloch mojej młodszej siostry.
 - [T.I.], czy oni... nie żyją? - nie mogła w to uwierzyć. Zresztą tak, jak ja.
W końcu do sali weszli lekarze.
 - Proszę się odsunąć. - powiedziała kobieta.
 - Nie, oni... - nie mogłam znaleźć słów, które pomogłyby w takiej sytuacji uratować ciała rodziców. Martwe ciała.
Żałowałam tego, co powiedziałam przed wyjściem. Gdy ostatni raz rozmawiałam z mamą.
 - Nie! Nie wyjdziesz do jakichś obcych ludzi! A tym bardziej nie zabierzesz ze sobą siostry! - krzyczała moja matka.
 - Mamo! Jestem dorosła i mogę robić co chcę!
 - Mieszkasz ze mną, więc żyjesz na moich zasadach!
 - Nie! Mogę wychodzić z domu!
 - Jeśli coś ci zrobią już nie będę dla ciebie podporą!
 - Super! - wyszłam z salonu.
Nie mogłam uwierzyć w to, że to była moja ostatnia rozmowa z rodzicielką.
 - Przepraszam, mamo. Może faktycznie nie powinnam była iść. Bo Harry złamał mi serce. - szepnęłam w stronę ciała i właśnie wtedy otworzyły się drzwi. W pokoju znalazły się cztery osoby, których na pewno nie chciałam widzieć. A zwłaszcza Jego.
 - Przepraszam, [T.I.] - powiedział cicho, a ja jedynie wyszłam, mijając go.
Po kilkunastu minutach znalazłam się w domu i znów się rozpłakałam. Wiedząc, że Styles jechał za mną, zamknęłam dokładnie drzwi i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie znów się zamknęłam. Żyłam w spokoju jedynie przez kilka minut, gdyż usłyszałam uderzanie w drzwi. Po chwili jednak znów wszystko ucichło, a przybysz nagle znalazł się na balkonie. To na pewno był ten pieprzony Styles.
 - Hej, mała, wpuścisz mnie? - zapytał, przez szkło. Postanowiłam go ignorować - No proszę, [T.I.], nie bądź taka. Daj mi to wyjaśnić. - irytował mnie coraz bardziej - To nie tak, jak myślisz.
No i wybuchłam.
 - Nie tak, jak myślę?! - wstałam z łóżka i odwróciłam się w stronę balkonu - Czyli gdy głośno i wyraźnie złamałeś mi serce, nie miałeś tego na myśli?! - powoli podchodziłam do szyby - TO O CO CHODZIŁO?! - wydarłam się, a Harry wyglądał na przestraszonego. Po chwili marzenia o tym, że odpowie, że mnie kocha, legły w gruzach, gdyż chłopak zeskoczył z balkonu. Natychmiast otworzyłam szklane drzwi, przerażona tym, że coś mogło mu się stać - Harry?!
 - Wszystko w...w porzą...dku. - stęknął, leżąc na ziemi - To...ty...tylko zadra...panie... - stanęłam na barierce i wskoczyłam na drzewo, po którym najprawdopodobniej wszedł na balkon, a później ześlizgnęłam się powoli na dół. Harry wyglądał okropnie.
 - Jesteś cały połamany! - odezwałam się, widząc, jak jest powyginany.
 - Przepraszam...[T.I.]... Kocham cię. - szepnął, po czym podniósł się trochę i musnął moje wargi, a po kilku sekundach jego głowa bezwładnie opadła na trawę. Straciłam kolejną osobę. On... umarł.

piątek, 26 lutego 2016

One Direction

Hej! Opublikowałam już jednego posta, zatem wracaj, jeśli nie przeczytałaś; Dzisiaj krótko i zdecydowanie inaczej, ale mam nadzieję, że się spodoba, że zrozumiecie, o co chodziło i czekam na komentarze.

------------------------

To był ten dzień. Pierwszy, a za razem ostatni. One Direction jutro miało odejść, chłopcy mieli mieć przerwę. I tego dnia był ich ostatni koncert w tym roku. Na szczęście miałam bilet.
Szukałam idealnej sukienki na ten dzień. W końcu w rogu szafy zauważyłam biało-czarny materiał, który na szczęście okazał się być śliczną mini, zakupioną rok temu.
Ubrana i pomalowana, dokładnie cztery godziny później, ruszyłam na koncert do Warszawy.
Tłum był ogromny. Przepychałam się na swoje miejsce w pierwszym rzędzie, a odsuwane przeze mnie osoby szeroko się uśmiechały, mimo, że najprawdopodobniej bolało je to.
W pewnym momencie chłopcy zapytali, czy ktoś chciałby o coś zapytać. Ale ktoś z widowni. Zaczęłam podskakiwać, a po chwili wlazłam na krzesło. Harry z szerokim uśmiechem podał mi mikrofon.
 - Will you come back? - zapytałam.
 - Yes. We love you so much, so we have to come back. To you.

Zayn

Jestem siostrą Louisa Tomlinsona. Tak, tego Louisa. Louisa, który opuścił mnie rok temu, przybywając do XFactora. Gdy kontakt z nim wisiał na włosku, gdy już prawie do mnie nie dzwonił, ja do niego też nie, gdy nie widzieliśmy się od pół roku, przyjechałam do niego. To znaczy, może nie do niego, ale na koncert One Direction. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jego zespół.
 - Kocham was!
 - Harry!
 - JESTEM NA ICH KONCERCIE! - takie wrzaski otaczały mnie z każdej strony. Gdy w końcu udało mi się wejść do środka i znaleźć się na moim miejscu, krzyki stały się jeszcze głośniejsze. A gdy chłopaki wyszli na scenę, moje uszy błagały o koniec.
 - Hej, Londyn! - zaczął mój brat, a odpowiedział mu taki ryk, że miałam ochotę wybiec z tamtąd. Louie kontynuował przemowę, a na koniec zapowiedział piosenkę - A teraz Up All Night!
 - - zaczął Liam.
 - - zaśpiewał Harry.
 - - wszyscy odśpiewali refren.
Słuchałam tej piosenki, nawet gdy Liam krzyknął, że mamy śpiewać, to to robiłam. Znałam ich piosenki na pamięć. Zawsze uważałam, że mój brat świetnie śpiewa i chętnie go słuchałam, ale przede wszystkim uwielbiałam Zayna. Jego głos, te high tony, wszystko w nim było idealne. Czasami naprawdę zachowywałam się jak fanka, a czasami nienawidziłam wszystkich za to, ża każdy chciał mieć autograf mojego kochanego brata. Ja sama bardzo rzadko go widywałam, nawet nie znałam jego zespołu osobiście. Nie miałam kiedy zapytać go o te kilkadziesiąt autografów, o które mnie proszono. Nawet czasami ludzie chcieli mój podpis. Wtedy odmawiałam, mówiąc, że nie jestem jakąś wielką osobistością i nie powinnam. Po prostu. Gdy słuchałam już ostatniej piosenki, uśmiechnęłam się. What makes you beautiful było moim ulubionym utworem, bo dałam Lou kilka pomysłów, a później znalazłam te fragmenty w piosence. Nagle Louis na mnie spojrzał. Pomachałam mu, uśmiechając się. Odmachał mi, a gdy ostatnie słowa zostały odśpiewane, Lou zabrał głos.
 - Hej, [T.I.]! - zaczął, a dziewczyny wokół mnie patrzyły na mojego brata z nadzieją, że je też zauważy - Niestety, Londyn, to na dzisiaj koniec. - zrobił 'smutną' minkę - Ale teraz zapraszamy po autografy i zdjęcia! Do zobaczenia! - chłopcy zszedli ze sceny.
Zapanowały wrzaski i płacz dziewczyn, a po chwili sala zaczęła się wyludniać. Ja również ruszyłam do miejsca, gdzie miałam spotkać One Direction z bliska. Kolejka, w której stałam, była niebotycznie długa. Jednak, gdy zobaczyłam mojego brata z szerokim uśmiechem, stwierdziłam, że się opłacało. Podałam mu wcześniej wypisaną kartkę.
 - Co...? - zaczął, ale gdy podniósł głowę, wstał i mnie przytulił - Cześć [T.I.]! Jak ja cię dawno nie widziałem. Musisz poznać chłopaków. To jest Niall, Liam, Har...
 - Zamknij się, idioto, przecież wiem, jak się nazywają. - przerwałam tej 'katarynce' - A tak na poważnie, to przyjdziecie?
 - No pewnie. A teraz leć wyrzucić tą kartkę, a najlepiej ją potargaj, no bo wiesz.
 - Jasne - powiedziałam i odeszłam.
Gdy znalazłam się kilka metrów dalej, jeszcze raz przeczytałam i potargałam notatkę, a gdy poszłam do hotelu, directionerka, która mnie śledziła, z powrotem odtworzyła kartkę i przeczytała na głos:
 - Spotkajmy się wszyscy jutro o 6 p.m. na najmniej znanej ulicy w Londynie. - pech chciał, że ta dziewczyna wiedziała, gdzie to jest - Gdy znajdę tą szmatę, która chce odebrać mi Zayna, to ją zabiję. - nikt nie usłyszał tego złowieszczego szeptu.

Przygotowywałam się do wyjścia. Miałam dość długą, czarną sukienkę i marynarkę, poza tym czarne okulary przeciwsłoneczne zasłaniały moje oczy, a włosy były spięte w niechlujnego koka.
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, sprawdziłam godzinę i od razu ruszyłam w stronę samochodu. W końcu zostało mi tylko dziesięć minut, a w tamtym miejscu musiałam być punktualnie! Na szczęście udało mi się dojechać na miejsce nawet szybciej, niż oni. Stałam w ciemnej uliczce i czekałam na 1D, gdy usłyszałam coś niepokojącego. Coś jak... przeładowywanie pistoletu.
 - Nie odzywaj się, bo strzelę ci w głowę. I nie ruszaj się. - usłyszałam damski głos, a po chwili coś zimnego dotknęło tyłu mojej głowy. Lufa pistoletu.
Po kilku sekundach dało się słyszeć wesołą rozmowę chłopaków. I wtedy właśnie zrozumiałam, co ona chce zrobić.
 - Nie... - szepnęłam, ale było już za późno. Zayn, Liam, Harry, Louis i Niall stanęli jak wryci, wpatrując się to w zapłakaną mnie, to w dziewczynę za mną - Uciekajcie! - krzyknęłam, ale oni dalej stali w miejscu. W każdym razie dopóki dziewczyna nie oderwała pistoletu od mojej głowy i nie strzeliła mi w nogę. Upadłam na kamienie, wrzeszcząc z bólu, a oni, zdziwieni, nadal stali, aż w końcu Louis i Zayn jednocześnie z krzykiem rzucili się na tę dziewczynę. Wtedy poczułam jeszcze przerażający ból w klatce piersiowej i zanim zdążyłam zarejestrować to, że ta szmata przestrzeliła mi serce, zasnęłam na zawsze. I nigdy się nie dowiedziałam, dlaczego to zrobiła.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Louis

Hej! Znowu dawno nie pisałam, ale cóż... nauka. Czekam na mnóstwo komentarzy. Możecie mnie nawet zabić za to,że tak rzadko ostatnio dodaję. Ok, no to powtarzam, że proszę o duuuużo komentarzy i miłego czytania!

------------------------

Szłam właśnie do kawiarni, gdy ktoś wpadł na mnie.
 - Przepraszam - powiedział i minął mnie, nawet nie podnosząc głowy, jednak po chwili zawrócił.
 - [T.I.]? - zapytał.
 - Louis Tomlinson? - to był mój idol i właśnie mnie rozpoznał. Nie mogłam uwierzyć - O Boże, to ty! Kocham cię. Mogę twój autograf? - zachowywałam się jak rozszalała fanka, a on zmarszczył brwi.
 - Nazywasz się [T.I.] [T.N.], prawda?
 - Tak, skąd mnie znasz?
 - Nie pamiętasz...?
 - Nie... co mam pamiętać?
 - Dzieciństwo...
 - Przykro mi, kilka lat temu miałam wypadek i nie pamiętam, co się działo wcześniej.
 - Nie pamiętasz dzieciństwa...
 - Niestety. Szczerze mówiąc chciałabym, bo mama mi opowiadała, że miałam najlepszego przyjaciela, z którym robiłam dosłownie wszystko i on był niesamowity, a ja nawet się w nim zakochałam i w dniu, kiedy miałam mu to powiedzieć, wyjechał do Xfactora, nie mówiąc mi o tym. - już po chwili płakałam wtulając się w jego ramię. Czasami śniło mi się to wszystko, ale nigdy nie zobaczyłam jego twarzy. I nikt nie chciał mi powiedzieć, jak on się nazywał.
 - To może nadrobicie dzieciństwo?
 - Ale jak? Nawet nie wiem, jak ma na imię.
 - Nazywa się Louis Tomlinson i właśnie stoi przed tobą. - byłam pewna, że żartował, dopóki w mojej głowie nie pojawił się obraz, którego zawsze mi brakowało. Młody Lou.
 - Kocham cię, Loui.
 - Też cię kocham, cukierku. - kolejny element trafił na swoje miejsce, ponieważ Tommo użył mojego ulubionego przezwiska - I teraz już cię nie opuszczę.
 - Nie pozwoliłabym ci.

Tej nocy śniło mi się całe moje dzieciństwo od początku do końca.

czwartek, 11 lutego 2016

Niall

Hej! Oto kolejny imagin, napisany wprost z nieukształtowanej weny. Wiem, dziwny, ale mam nadzieję, że wszystko zrozumiecie, a jak nie, to piszcie mi o tym w komentarzach, to dopiszę jeszcze która kwestia jest czyja. Miłego czytania!

↓↓↓↓↓↓↓↓↓

 - Kocham cię.
 - Ja ciebie też.
 - Nie możesz mnie kochać. Moja miłość nigdy nie jest odwzajemniona, Niall.
 - Proszę cię, nie niszcz sobie życia, jeśli wszystko może się poukładać. Po prostu zrozum to, że cię kocham, [T.I.].
 - Nie potrafię. Moja własna psychika mnie blokuje. Nie możesz mnie kochać, mam zbyt dużo wad.
 - Masz jeszcze więcej zalet, kochanie.
 - Nie, po prostu to nie możliwe. To ty jesteś ideałem. Nie możesz zakochać się w brzydkiej, okropnej, z paskudnym charakterem... nie możesz zakochać się we mnie...
 - Przykro mi, śliczna, ale inaczej się nie da. I wcale nie masz paskudnego charakteru. Jesteś piękna, miła, słodka, tolerancyjna, grzeczna, szczera i mógłbym tak wymieniać bez końca.
 - A wiesz, że jestem też nieśmiała, wkurzająca, głupia, zmienna i mogę tak wymieniać dłużej niż ty?
 - [T.I.], proszę cię, jesteś bardzo mądra i często też odważniejsza na przykład od Liama.
 - W końcu dostrzeżesz moje wszystkie wady. Jak chcesz, możemy być razem, ale to nie potrwa dłużej, niż miesiąc.
 - Obiecuję ci, że potrwa dużo dłużej.

 - Jak... jak mogłaś... to zrobić...
 - Niall? Nie, proszę, to on mnie pocałował...
 - Ja? Chyba ci się śni. Sama tego chciałaś.
 - Harry, proszę, nie pogarszaj tego. [T.I.], wynoś się z mojego życia.
 - Niall, proszę cię, nie rób tego.
 - Nie wierzę, że go pocałowałaś.
 - To nie ja, daję słowo!
 - Nie słyszałaś? Wynoś się z mojego życia!
 - Hej, stary, wyluzuj. Ok, to ja ją pocałowałem.
 - ZAMKNIJ SIĘ! [T.I.], WEŹ SWOJE RZECZY!
 - Nie, proszę...
 - TO MOJE OSTATNIE SŁOWO!
 - NIALL!
 - A TY BĄDŹ CICHO, LIAM!
 - MIAŁAM RACJĘ! PAMIĘTASZ NASZĄ ROZMOWĘ SPRZED DWÓCH TYGODNI?!
 - PAMIĘTAM, ŻE SIĘ MYLIŁEM, GDY WYMIENIAŁEM TWOJE ZALETY! IDĘ SPAKOWAĆ TWOJE RZECZY!

 - [T.I.], proszę, wróć do mnie.
 - Nie, Niall, sam tego chciałeś. Sam wyniosłeś z domu moje rzeczy. Nie wrócę.
 - Bardzo cię proszę. Chłopcy są nie do wytrzymania, a ja nie mam do kogo się przytulić, gdy się kłócą.
 - Znajdź sobie inną, naiwną dziewczynę.

 - Niall?
 - [T.I.]? Jak ja cię dawno nie widziałem! To już chyba dwa miesiące.
 - Chyba tak. Kto to?
 - Poznaj proszę moją narzeczoną, Dianę. Diana, to [T.I.], moja była.
 - Cześć, miło cię poznać.
 - Po twoim wyrazie twarzy widzę, że chyba nie za miło.
 - Zamknij się, suko.
 - Nie słucham dziwek.
 - Niall? Słyszałeś? Nazwała mnie dziwką!
 - [T.I.]! Jak mogłaś?! Do mam nadzieję nie zobaczenia!

 - Poza nią nie widzisz nikogo. Jestem nic nie znaczącą dziewczyną. Twoją byłą. I chociaż pamiętam nasze pocałunki, nie chcę niszczyć twojego szczęścia...
 - [T.I.]? Śpiewasz? Od kiedy?
 - Harry? Co tu robisz?
 - Przyszedłem za tobą. Od kiedy śpiewasz? I co to za piosenka?
 - To taka moja mała pasja. Piosenkę napisałam sama. Muszę już iść.
 - To o Niallu?
 - Tak... tak, to o nim i jego dziewczynie.
 - Nadal go kochasz.
 - Zawsze, bez przerwy, od dawna. Ale on wybrał inną.
 - Proszę, wróć do nas, do niego. Widzę, że mu ciebie brakuje. On też cię kocha, tylko uraziłaś jego dumę. Nie chce tego pokazać.
 - Nie mogę do niego wrócić, bo skończy się tak, jak dwa miesiące temu, pamiętasz?
 - Jeśli nie chcesz być z nim, to chociaż ze mną...?
 - Ale... ja nic do ciebie nie czuję, przepraszam, Harry.
 - Wiem o tym. Niestety.

 - Niall? Niall, co ty robisz?!
 - Przepraszam, mała, bez ciebie nie umiem żyć.
 - Nie rób tego, proszę. Niall, odejdź...
 - [T.I.], musisz wiedzieć, że zawsze cię kochałem. I bez względu na wszystko zostanę z tobą, tylko w innej postaci.
 - Nie! NIALL, NIE SKACZ!!!
 - Do zobaczenia...
 - Nie... Niall, wróć do mnie...
 - Co się stało, [T.I.]?
 - Liam, on skoczył...
 - Z... z mostu? Tutaj...?
 - Tak... kocham go... więc też to zrobię.
 - Nie! [T.I.]! Myśl rozsądnie!
 - Przykro mi, Liam, kocham go, chcę być z nim.
 - Nie! Nawet nie próbuj tam podchodzić! NIE SKACZ! NIE!!!
 - Będziemy nad wami!
 - Nie!

piątek, 5 lutego 2016

Louis

Hej! Przepraszam za to, że tak dawno nie pisałam, ale szkoła, brak weny itd. Ale teraz mam w głowie kilka pomysłów, tylko mam problem ze zrealizowaniem ich, bo są dość długie, a mi brakuje czasu.

________________

Byliśmy razem. Taka cudowna miłość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem. To było trudne. Nie zatrzymywać cię, gdy odchodziłaś. Jeszcze chwilę przed tym myślałem, że jesteśmy silni. Że nic nas nie zniszczy. Nie miałem racji i to najbardziej boli.
Miłości nie nauczysz się w szkole. Nie jest ona wpajana przez nauczycieli, tylko przez rodziców. Więc jak miałaś nauczyć się kochać, jeśli twoi umarli za wcześnie? Ja musiałem cię nauczyć.
Przeszliśmy tyle kłótni. Każde o drobnostki. Lecz zawsze udawało się wyjść z tego. Więc co stało się teraz?
Gdy odeszłaś zrozumiałem, że nic nie ma sensu. Pieniądze się nie liczą. Bo bez ciebie wszystko jest kłamstwem. Musisz wrócić do mnie.
Mamy tak długą historię, mogliśmy sprawić, że fanki przestałyby patrzeć na ciebie z urazą lecz uwielbieniem. Musimy to kontynuować, bo bez ciebie życie nie ma sensu. Nie możesz odejść na zawsze. Czy wiesz, że możemy żyć wiecznie, ale razem?
- zamknąłem książkę z pomysłami na teksty piosenek. Tak, to idealny pomysł. Teledysk też miałem już mniej więcej wymyślony. Teraz tylko przekształcić to na słowa piosenki, dodać melodię i nazwać ten utwór History

czwartek, 7 stycznia 2016

Harry (1)

Hej! Oto długo wyczekiwane zamówienie dla Oliwii Szymańskiej! Musiałam zrobić partowca, inaczej nie dałoby rady. Ale proszę, oto pierwsza część.

↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓ ↓↓

Szłam do sklepu odzieżowego, żeby kupić mamie prezent na święta, gdy zauważyłam wysokiego mężczyznę, ubranego w czarną bluzę z kapturem i okulary przeciwsłoneczne, który biegł w moją stronę.
- Proszę, pomóż mi! - krzyknął, zatrzymując się przede mną - One mnie gonią. - wskazał za siebie, a ja szybko wepchnęłam go do sklepu.
- Schowaj się tutaj. - wskazałam na jedną z przebieralni, a on natychmiast to zrobił. Podałam mu inną bluzę z kapturem, żeby udawał, że się przebiera. Gdy dziewczyny, które pokazywał, przebiegły obok sklepu aż mi szczęka opadła, bo było ich mnóstwo.
- Zaraz, zaraz. Kim ty jesteś? - zapytałam go.
- Ja... nazywam się... Harry Styles. - odpowiedział cicho. Czyli spotkałam idola mojej siostry. Cudnie.
- Moja siostra jest twoją fanką. - powiedziałam spokojnie, a on wychylił głowę z szatni i zobaczyłam niesamowite, zielone oczy, cudne, brązowe loczki i urocze dołeczki w policzkach. Tak, to chłopak z plakatu mojej siostry, ale myślałam, że Harry to ten, który ponoć będzie miał dziecko (Louis - przypis autorki). Ten przede mną był niesamowity, po prostu perfekcyjny. Zawsze tak uważałam, ale myślałam, że nazywa się Ziall Storan, czy jakoś tak - mogę dla niej twój autograf?
- Jasne - odpowiedział i podpisał kawałek papieru, który mu podałam.
- Dzięki, przynajmniej teraz będzie mi pomagać z zakupami. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Nie ma za co, ślicznotko. Mogę poznać twoje imię? - odwzajemnił uśmiech.
- Nazywam się [T.I.] - odpowiedziałam.
- Ładnie, mogę twój numer? - no okej, to pytanie było zaskakujące...
- Jasne - podałam ciąg cyfr, które zapisał w telefonie.
- Do zobaczenia - powiedział.
- Do zobaczenia - odeszłam.
Gdy wróciłam do domu, szybko zawołałam siostrę.
- Wiesz, co dla ciebie mam? - zapytałam retorycznie - autograf!
Ta zrobiła zdziwioną minę, a ja podałam jej kartkę.
- To... - zaczęła, a po chwili przytuliła mnie z całej siły.
- Opanuj się, spokojnie, zgnieciesz mnie zaraz. - stwierdziłam, nie mogąc się ruszyć.
- Skąd to masz? - zapytała z szerokim uśmiechem, a ja opowiedziałam jej wszystko - ZAPYTAŁ CIĘ O TWÓJ NUMER?!?!?!
- No przecież ci mówię. Ale przystojniak jest z niego. - w tym momencie dostałam smsa - czekaj chwilę...
"Dasz się zaprosić jutro na obiad z chłopakami? Harry <3"
Natychmiast odpisałam:
"Jeżeli pozwolisz mi wziąć siostrę, to oczywiście <3"
Po chwili mój telefon znów zabrzęczał:
"Jasne, czyli o 3 p.m. na Open Street 4?"
"ok"
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość, [Imię siostry]. Jutro idziemy na obiad do... - budowałam napięcie u tej niecierpliwej piętnastolatki - One Direction!
Jej szczęka wybiła dziurę w podłodze, przeleciała przez jądro ziemi na jej drugą stronę, zrobiła podwójne salto i z brzdękiem wróciła na swoje miejsce.
- DO ONE DIRECTION?!?!?! - znów krzyknęła, a po chwili dodała - żartujesz.
- Nie, nie żartuję. Zobacz. - podałam jej swój telefon, pokazując naszą rozmowę.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ! - znów mnie przytuliła.
- Nie ma za co, a teraz... - właśnie uświadomiłam sobie, co teraz - ...a teraz muszę wracać do tego sklepu i kupić coś mamie.
- Ja idę z tobą! - stwierdziła moja siostra, ubierając kurtkę i wychodząc razem ze mną.

Następnego dnia, o godzinie 14:30 wyszłyśmy z domu, kierując się do ulicy, którą podał mi Harry. W tym czasie przypomniałam sobie, jak bardzo jest sympatyczny:

Kładłam się już spać, gdy mój telefon zawibrował. Natychmiast odczytałam krótką wiadomość:

Od: Harry <3
Dobranoc, kicia, słodkich snów <3

Do: Harry <3
Nawzajem i nie kiciuj mi tu <3 <3 <3

Od: Harry <3
Nie gniewaj się... skarbie <3 <3 <3 <3 <3

Do: Harry <3
Ej, nie nazywaj mnie tak, ok? Mam chłopaka. <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Od: Harry <3
O, szkoda :( Nie wiedziałem. Nie przesadzasz z tymi serduszkami? <3

Do: Harry <3
Żartowałam <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Od: Harry <3
To dobrze. Naprawdę przesadzasz... <3

Do: Harry <3
Nie! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Od: Harry <3
Tak! <3

Do: Harry <3
Nie i koniec z kropką i dwoma wykrzyknikami! <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

Od: Harry <3
Ok, ok, już starczy, bo mi telefon przeciążysz. <3

Do: Harry <3
Ok, zresztą i tak może już pójdę spać... <3

Od: Harry <3
Dobranoc, misiu <3

Do: Harry <3
Dobranoc <3


Gdy dotarłyśmy pod dom chłopaków, zobaczyłyśmy kilka dziewczyn. Chociaż... może nie kilka, ale duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo dziewczyn.
- No, ok, to na trzy. - powiedziałam, mając już przygotowaną wiadomość do Harrego, żeby nas wpuścili.
- Raz... - powiedziała siostra.
- Dwa... - kontynuowałam.
- Trzy! - zakończyłyśmy równocześnie i wtedy drzwi się otworzyły i ktoś wciągnął nas do środka, szybko je zamykając.
- OMG! Masz wyczucie! - powiedziała moja siostra.
- Yyyyyy... nie. Po prostu was słyszałem. - odpowiedział, jak się okazało, Liam Payne.
- Cześć, jestem [I.S.] [T.N.] i jestem waszą wielką fanką. - powiedziała [I.S.], zauważając przy okazji trzech innych chłopaków.