czwartek, 26 stycznia 2017

Liam (2)

Pierwsza część jest tutaj: link. Teraz (w końcu) zapraszam na kolejną! (Opublikowałam już dzisiaj innego imagina, więc jeśli nie czytałaś, to wróć!)

--------------------

- Dzień dobry, [T.I.], jak się dzisiaj czujesz? - przywitał się lekarz, który nakazał wyprowadzenie Zayna z sali.
 - Żyję. - odparłam cicho.
Od czasu mojego zerwania minęło kilka dni. Miałam ciężką depresję, na prawdę chciałam wychować to dziecko, a on samolubnie spowodował, że może już nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Liam bardzo mi pomógł. Był bardzo miły, zachowywał się jak mój przyjaciel.
 - Czyli chyba humor dopisuje... - mruknął do siebie.
Tak, to prawda. Byłam strasznie wredna dla wszystkich, a mała złośliwość, na jaką sobie pozwoliłam była ledwie minimalną dawką tego, co mogłam zgotować wszystkim w normalny dzień, a co dopiero gorszy.
Zachowywałam się na prawdę okropnie, ponieważ nie chciałam nikomu zaufać. Bałam się, że inni też będą mi wbijać noże w brzuch, zupełnie, jakbym była tarczą, w którą można takimi nożami strzelać.
Po jakimś czasie zasnęłam, chociaż dopiero co się obudziłam. Miałam koszmar, w którym dziesięciu Zaynów po kolei wbija mi noże kuchenne w różne części ciała i po każdym uderzeniu upadam na kafelki, a z mojej głowy tryska krew.
Obudziłam się, gdy dziesiąty i największy Zayn zmienił metodę pozbycia się dziecka i zaczął mnie bić po brzuchu.
Krzyczałam, wierzgając nogami i kuląc się. Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramionami i usłyszałam spokojny głos:
 - Już... spokojnie, [T.I.], jego tu nie ma. Spokojnie. - szeptał Liam, a ja wtuliłam twarz w jego szyję, cicho płacząc. Pierwszy raz pozwoliłam komukolwiek tak się do mnie zbliżyć od czasu stracenia dziecka.
 - Liam... - zaczęłam cicho, pierwszy raz mówiąc do niego po imieniu - Ja tak sobie myślałam... czy będę mogła jeszcze kiedyś mieć dzieci?
 - Obawiam się, że nie. - odparł i zanurzył twarz w moich włosach.

Po tym oświadczeniu moja sytuacja psychiczna bardzo się pogorszyła. Przestałam rozmawiać z kimkolwiek, nie odpowiadałam na pytania, olewałam Liama. Częściej za to budziłam się z krzykiem, ale jak tylko Payne chciał mnie uspokoić, wierzgałam nogami tak, że nie mógł nic zrobić. Wiedziałam, że zachowuję się jak rozkapryszona nastolatka, ale po prostu nie chciałam pomocy. Chciałam zakończyć swoje życie.
Gdy prawie pół roku później w końcu mnie wypuścili, chciałam jak najszybciej skończyć ze wszystkim. I udało mi się. Zamiast wrócić do domu, ruszyłam do miejsca, które zawsze kochałam. Był to Big Ben, a z niego najpiękniejszy widok w całej Anglii. Wiedziałam, co chcę zrobić, pragnęłam tego całym sercem. Po włamaniu się i wejściu na sam szczyt, zeskoczyłam. W ostatniej chwili życia poczułam szczęście, jakby dziecięcą radość na myśl o tym, że w pewnym sensie właśnie spełniam swoje największe marzenie, jakim było skoczenie ze spadochronem, a jednocześnie kończę z tym.
Jednak równocześnie poczułam straszny ból, jakbym znowu przeżywała ten koszmar, od którego chciałam się uwolnić. Chciałam wrócić, przeprosić Liama za to, że byłam tak okropna dla niego, kiedy chciał mi pomóc. Ale było już za późno.
To zabawne, jak wiele myśli mogło przemknąć mi przez głowę, gdy kończyłam moje życie.
Dosłownie w ostatniej chwili przypomniałam sobie, jak powiedział mi, że nie chce pomóc mi, bo jest lekarzem. Teraz zrozumiałam. Zrozumiałam wszystkie jego smutne spojrzenia, drobne gesty, próby pomocy. Nawet zwyczajny lekarz prawdopodobnie nie przytulałby pacjentki po koszmarze. On to zrobił, ale dla niego nie byłam tylko pacjentką. A on dla mnie nie był tylko lekarzem.
W końcu poczułam niesamowicie okropny ból, jakby ktoś rozrywał dziurę w moim brzuchu, klatce piersiowej, nawet twarzy. Wiedziałam, że na prawdę moja skóra rozrywa się pod wpływem ziemi, w którą uderzyłam z całym impetem. To był koniec.

Niall

Zanurzyłam się po raz kolejny w ciepłej wodzie. Pływałam, co było moją pasją. Zawsze to kochałam, odkąd tylko pamiętam.
Właśnie brałam udział w darmowej godzinie dla ratowników, dzięki której mogłam zrelaksować się po pracy jaką było uczenie wf-u. Moi uczniowie byli ostatnio wyjątkowo niegrzeczni, więc byłam bardzo spięta. Basen pomagał mi to uspokoić.
Nagle poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Był to nauczyciel muzyki, który chyba kiedyś mówił, że nie potrafi pływać. Zdziwiłam się, widząc go na basenie.
 - Cześć, Niall, o co chodzi? - zapytałam, zatrzymując się i opierając łokcie o brzeg.
 - Uhm... bo widzisz, [T.I.], jest taka sprawa... - zaczął niepewnie swoim zniewalającym głosem i uroczym uśmiechem.
Tak, byłam w nim zauroczona od kiedy tylko go pierwszy raz zobaczyłam. Mogłabym nawet powiedzieć, że zakochana.
 - Tak? - zachęciłam go spokojnie do dalszego mówienia.
 - Chciałem... albo wiesz... nie, już nie...
 - Nialler, ty cioto, dawaj. - przerwał mu szatyn, który niespodziewanie znalazł się obok niego.
 - Zamknij się, Malik. - odparł i z powrotem spojrzał na mnie. Zauważyłam, że blondyn jest ubrany w normalne ubrania, a ten drugi w kąpielówki. - Chciałem zapytać, czy mogłabyś nauczyć mnie pływać. - wypalił i spojrzał na mnie z nadzieją.
 - Och, nie wiedziałam, że nie umiesz pływać. - mruknęłam, po czym dodałam - Ale oczywiście, jak chcesz, nauczę cię.
Moje serce biło szybciej, niż kiedy denerwowałam się na moich uczniów. Dziwne.
 - Świetnie, możemy się spotkać w sobotę o 14?
 - Jasne, czemu nie.
 - Do zobaczenia. - powiedział jeszcze z szerokim uśmiechem i zrobił kilka kroków w stronę, gdzie stał nieznany mi szatyn.
 - I co, udało się? - zapytał głośno inny brunet.
 - Tak. - odparł ciszej niebieskooki.
 - To świetnie! - krzyknął i spojrzał na mnie wymownie, jakby chciał, żebym to słyszała, po czym zrobił minę jakby... dziecka, które zostało przyłapane na jedzeniu ukrytych ciasteczek. Pozostała trójka zrobiła podobne miny i wszyscy w czwórkę unieśli Horana za ręce i nogi, po czym podbiegli do wody i wrzucili go niedaleko mnie. Natychmiast podpłynęłam do machającego rękami i nogami chłopaka i ratowniczym sposobem wyciągnęłam go na brzeg. Po chwili oboje znaleźliśmy się na brzegu, dysząc, jakbyśmy co najmniej przebiegli dziesięć kilometrów.
 - Dzięki - mruknął nauczyciel, uśmiechając się, jakby moment wcześniej nie był o włos od utonięcia.
 - Spoko - odparłam równie cicho, kładąc się obok niego i zanurzając stopy w wodzie.
Poczułam jak duża dłoń obejmuje moją, jak splata nasze palce. Zadrżałam.
 - Zimno ci? - zapytał zaskoczony. No cóż, chyba nie takiej reakcji oczekiwał.
 - Nie - odpowiedziałam i przekręciłam głowę na bok, w jego stronę. On zrobił to samo, a po chwili przysunął się trochę i musnął moje usta swoimi.

Działo się to trzy lata temu. Pamiętałam to zawsze, kochałam to wspomnienie, tak jak kochałam jego. I właśnie o tym myślałam, wiedząc, że za chwilę już nigdy go nie zobaczę. Umierałam. To był mój ostatni moment, przez głupi wypadek samochodowy, który wydarzył się parę dni wcześniej. Wypadek samochodowy, który przeszkodził mi w dojechaniu na mój ślub z Niallem Horanem. Byłam szczęśliwa, mogąc właśnie na niego patrzeć w tej ostatniej chwili.
 - Kocham cię. - szepnęłam, a po moim policzku potoczyła się łza.
 - Ja ciebie też kocham, [T.I.], błagam, nie odchodź. - prosił, płacząc niczym dziecko, po czym pocałował mnie delikatnie tak, jak za pierwszym razem, przywłaszczając sobie mój ostatni oddech.

--------------------

Witam po wyjątkowo długiej przerwie. Tęskniliście? Ja tak i to bardzo. Między innymi za weną, która w końcu postanowiła do mnie wrócić. I to w środku nocy, jaką jest teraźniejsza godzina (4:40 XDD). Czekam na wasze komentarze.
PS: Mnie samej chciało się płakać podczas pisania tego posta, więc nie martwcie się, wszystko dobrze z waszymi gałkami ocznymi (if you know what I mean).

piątek, 14 października 2016

Sisters part 2

 - Suka - mruknęła jedna z moich bf, kiedy Lola zniknęła nam z pola widzenia.
 - To prawda. - odpowiedziałam. Byłam zazdrosna, bardzo zazdrosna, ponieważ właśnie zauważyłam, że moja siostra również zakochała się w Harrym, a chłopak wybrał właśnie ją - Powinien wybrać mnie...
 - Nie martw się, Julie, zawsze zostaje Malik. - dodała Sandra, najbliższa mi dziewczyna.
 - Styles jest najlepszą partią w tej szkole. Tylko ja mu dorównuję, więc powinien wybrać mnie. - warknęłam, zarzuciłam włosami i odeszłam do mojej klasy - Zresztą pewnie założył się z kimś, że przeleci żelazną dziewicę i nic do niej nie czuje.
Zerknęłam w lusterko, które zawsze miałam przy sobie i sprawdziłam stan swoich włosów i makijażu. Jak zawsze wyglądałam idealnie. Nie to, co ta mała idiotka, która właśnie szła za rękę z MOIM Harrym i patrzyła się na niego jak w obrazek.
 - Co powiesz na szantaż? - szepnęła mi do ucha Marie.
 - Co mam robić? - odpowiedziałam tylko, a dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła mnie gdzieś indziej.
 - Jestem pewna, że ta mała kurwa nie znienawidziła cię. Zatem możesz jej powiedzieć, że jeśli nie odda ci Stylesa, zabijesz się.

*tydzień później*

Po długich namowach Marie zgodziłam się na coś takiego. Przez te siedem dni ani razu nie odezwałam się do Loli, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest ona taką idiotką, żeby na to pójść. Ja nigdy bym nie oddała Hazzy, nawet sama wbiłabym jej nóż w serce, jeśliby tylko spróbowała powiedzieć coś takiego.
W końcu podeszłam do niej z bolesnym wyrazem twarzy. Byłam doskonałą aktorką.
 - Siostrzyczko moja kochana. Proszę, oddaj mi Harrego... - tu westchnęłam - Tak bardzo go kocham, nie mogę patrzeć na to, jak widzę, że jest strasznie nieszczęśliwy w związku z tobą. Jeśli to dalej potrwa, nie będę mogła już w ogóle na to patrzeć. Zabiję się.
 - Ale jak to, Julie? Przecież ty nie możesz... jak... - dziewczyna zacięła się, żeby po chwili zrozumieć - Muszę ci oddać Hazzę, prawda?
 - Uwierz mi, ze mną będzie szczęśliwszy. Z tobą on się dusi, nie może tak być. Musisz zostawić go mnie.
 - Dobrze, tylko proszę, nie zrób sobie nic złego. I jemu też.
Po mojej twarzy przebiegł cień satysfakcji. Z niechęcią przytuliłam Lolę, dziękując jej najsłodszym głosem, jakim tylko mogłam. Po chwili odbiegłam do Marie.
 - I jak? - zapytała dziewczyna, już znając odpowiedź.
 - Jest mój.

------------------

Hej! Dawno mnie tu nie było. Przybywam z drugą częścią partowca "Sisters", więc mam nadzieję, że się spodobało. Będą jeszcze chyba dwie części.
Czekam na dużo komentarzy i do zobaczenia!

piątek, 29 lipca 2016

Sisters part 1

Dwie dziewczyny będące siostrami.
Dwie dziewczyny o skrajnie różnych charakterach.
Dwie dziewczyny zakochane w jednym chłopaku.
Julie jest piękną, kuszącą blondynką, która uważa siebie za nie wiadomo jakie bóstwo, myśli, że zasługuje na wszystko, jest najbardziej znaną dziewczyną w szkole.
Lola jest o prawie rok młodsza od Julii, słodka, miła, inteligentna, lecz uważana za kujona.
Obie zakochane są w Harrym, który jest niesamowicie przystojnym brunetem ze słodkimi loczkami i dołeczkami w policzkach. Na widok jego uśmiechu większości dziewczyn miękły kolana. Był sprytny i miły, ale miał bardzo głupie pomysły, które zwykle kończyły się dla niego dość niefortunnie.
Jak zwykle siostry równocześnie weszły do szkoły. Julie ruszyła w stronę grupy pustych lasek, które były jej niby najlepszymi przyjaciółkami, a Lola samotnie poszła prosto do klasy, w której miała się odbyć pierwsza lekcja. To znaczy poszłaby, gdyby drogi nie zagrodził jej Styles.
 - Cześć - powiedział z szerokim uśmiechem, a młodsza siostra poczuła, że chyba zaraz zemdleje.
 - Cześć - szepnęła z maślanymi oczami.
 - Słuchaj, od jakiegoś czasu się tobie przyglądam - Lola poczuła, że już może umierać - i podobasz mi się. Nawet nie próbuj przeczyć, widzę jak na mnie patrzysz. - dziewczynie opadła szczęka - W każdym razie muszę cię prosić o jedno - Harry wyszczerzył zęby - zostaniesz moją dziewczyną? Proszę... - jakimś dziwnym trafem nie mogła wykrztusić słowa, więc tylko kiwnęła głową, a chłopak pocałował ją namiętnie w usta, wziął za rękę i zaprowadził do klasy, ku zdziwieniu jego partnerki, która myślała, że jej nogi stały się galaretą.
Całemu temu widowisku przyglądała się Julie ze swoimi przyjaciółeczkami i bynajmniej nie życzyła im szczęścia.

------------------

Ok, na dzisiaj tyle. Później akcja się rozkręci, sorry, że tak krótko. To do następnej części. (Kolejną część partowca z Liamem postaram się opublikować w najbliższym czasie.)

środa, 20 lipca 2016

Pomysł

Hej! Wynalazłam taki dość ciekawy "scenariusz" nowego imagina, tylko byłby on dużo-partowcem i mam pytanie: Czy mogłabym go napisać ze zwykłymi imionami? Tak byłoby mi dużo łatwiej. W każdym razie, byłyby to wtedy najprawdopodobniej Lola, Julie i Terrence, więc jeśli nie macie nic przeciwko, to piszcie w komentarzach.

wtorek, 17 maja 2016

Niall

On - wysoki, przystojny brunet o niebieskich oczach, otoczony przyjaciółmi, z piękną dziewczyną u boku. 
Ja - niska, zielonooka blondynka z dostatecznymi ocenami i bez przyjaciół. 
Jakiekolwiek szanse? Nie! Ale cóż, chociaż pochodzimy z dwóch różnych światów, to jednak udało mi się w nim zakochać. 
Ale jeśli nie miałam u niego szans, to pewnie nie miałam ich także u innych chłopców. Więc w sumie czemu nie kochać go dalej, skrycie mając nadzieję, że kiedyś mnie zauważy. 
Pewnego dnia stało się coś niespodziewanego. Otóż po matematyce (z której jemu nia szło dobrze, ale mnie jak najbardziej) Louis - bo tak miał na imię ten cholerny przystojniak, podszedł do mnie i z pewnym wahaniem w głosie powiedział: 
 - Hej, [T.I.], pomożesz mi z tym zadaniem z matmy? Jakoś tak kiepsko mi idzie z tymi całymi pierwiastkami... - gdy to powiedział, moje serce zatrzepotało z radości. Znał moje imię! Jednak postarałam się opanować i odpowiedziałam: 
 - Jasne, czemu nie. 
 - Możesz zostać chwilę po lekcjach, żeby mi to wytłumaczyć? - zapytał niepewnie. 
 - Okej - uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo i odszedł do Lily - jego dziewczyny. 
 - Co tak się na niego patrzysz? Zakochałaś się? - zapytał jeden z najzłośliwszych uczniów mojej klasy. Natychmiast spojrzałam na niego, czerwieniąc się ze złości. 
 - Słuchaj, debilu, jeśli nadal masz zamiar być złośliwym, to sobie odpuść, bo tym niczego nie osiągniesz. Spierdalaj! - wybuchłam. Denis spojrzał na mnie, jak na kosmitkę. No tak, zwykle odpowiadałam jakimś "mądrym" zdaniem, którego w ogóle nie rozumiał, a tym bardziej nigdy nie przeklinałam. Ale cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? A ten jakby posłuchał mnie i faktycznie zwiał, a po chwili cała klasa już wiedziała, co powiedziałam. Po chwili zaczęłam żałować, jednak to uczucie szybko przeszło, gdyż znów podszedł Louis. 
 - Nie przejmuj się nim. To idiota. Tak swoją drogą, co ci powiedział? - to pytanie tak mnie zaskoczyło, że prawie upuściłam plecak, który właśnie miałam zamiar założyć na ramię. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, bo wyśmiałby mnie i z naszego spotkania nici. 
 - Yyyyyyy... ymmmm... On... powiedział... - zaczęłam się jąkać - powiedział, że... że jestem... głupia, że... eeeeee... się zgodziłam na... tooo... spotkanie... yyyy... pomoc... w matmie... - chyba nie zrozumiał, bo jego oczy wyrażały zakłopotanie... - to znaczy... po prostu powiedział, że nie powinnam nikomu pomagać... - w końcu udało mi się sklecić sensowne zdanie, a Lou kiwnął głową. 
 - No cóż, okej... ymmm... mogę usiąść z tobą? - zapytał, gdy weszliśmy razem do klasy, a ja aż się zatrzymałam z zaskoczenia. Nie byłam zbyt dobra z niemieckiego, tak jak on. Może po prostu zrobił to z litości? zaśmiała się moja podświadomość. Natychmiast dołączyłam z powrotem do niego i przytaknęłam, zgadzając się na propozycję chłopaka. 
Ta lekcja była cudowna. Louis ciągle ze mną rozmawiał, śmiał się z innych osób z klasy (łącznie z Lily) i obrzucał mnie swoim olśniewającym uśmiechem. Biło od niego cudowne ciepło, a że byłomi zimno i prawie drżałam, chłopak przytulił mnie i trzymał tak do końca lekcji. Byłam niesamowicie szczęśliwa, a co tu dopiero mówić o jego dziewczynie, która wyglądała, jakby chciała zabić mnie wzrokiem. 
Gdy lekcje się skończyły, poszłam z Louisem do jakiejś nieużywanej klasy, żeby trochę go poduczyć. Gdy stałam przy tablicy i udawałam "poważną nauczycielkę", Lou zapisywał wszystko w jakimś zeszycie i od czasu do czasu cicho się śmiał. Gdy skończyłam tłumaczyć, na czym polegają pierwiastki, po co one, jak je rozwiązywać i do czego służą te dodatkowe liczby, chłopak podszedł do tablicy, wziął kredę, ale jakby po chwili się rozmyślił, odłożył przedmiot z powrotem, podszedł do mnie, dotknął dłonią mojego policzka i... nie, nie, nie! Źle to ujęłam! To nie tak, jak myślicie! 
 - Jesteś świetną nauczycielką. - szepnął - Ale ja tego nie potrzebuję... przepraszam, okłamałem cię i... i wszystkich. Oprócz Lily... - odsunął się na tyle, że mogłam już spokojnie oddychać bez dotykania jego klatki piersiowej - Ona wie, jaki jestem. A ja zauważyłem, że ty... czujesz coś do mnie. Lily tak na prawdę nie jest moją dziewczyną i nigdy nie była. Musiałem ukryć coś, za co zostałbym wyśmiany, wyrzucony ze społeczeństwa... muszę się ukrywać. Próbowaliby mi pomóc, ale ja wcale nie potrzebuję pomocy. Wszyscy myślą, że to choroba... proszę, [T.I.], nie wyśmiej mnie. I proszę też, żebyś nikomu nigdy o tym nie mówiła. W sumie myśl sobie o mnie, co chcesz, to nie ma znaczenia. Po prostu... ja nie lubię... dziewczyn... 
Chłopak spojrzał na mnie, jakby na coś czekał, ale ja nadal nie rozmiałam.
 - Czyli? - zapytałam, a ten westchnął, jakby zmęczony tym, że musi mi to tłumaczyć. 
 - Nie jestem hetero, [T.I.]. Wolę chłopców... - powiedział cicho i wyszedł z klasy. 
Jeśli wolał chłopaków to znaczy... że nie mam u niego szans nie z powodu swojego wyglądu, czy charakteru, lecz po prostu, bo taki już jest. A to oznacza, że... zaraz, zaraz... on wyszedł z klasy... myśli, że tego nie akceptuję! 
 - Louis! Louis, zaczekaj! - krzyknęłam i wybiegłam z klasy. Gdy tylko znalazłam się na korytarzu zobaczyłam Lou'iego z jakimś chłopakiem. Oboje właśnie chcieli zbiec po schodach, na parter i najprawdopodobniej wybiec ze szkoły. Pobiegłam za nimi, a po chwili byłam już na zewnątrz. Padało. Biegłam w deszczu, cała mokra, a przede mną majaczyły sylwetki chłopaków, trzymających się za ręce. Nagle poślizgnęłam się, wywróciłam i... zemdlałam. 
Obudziłam się w szpitalu. Nie potrafiłam otworzyć oczu, ale poza tym wszystkie moje zmysły działały. Pamiętałam wszystko, do wyznania Louisa, a później chyba Harrego i mojego crusha biegnących razem w deszczu, więc moja pamięć mnie nie zawiodła, ale czułam, że coś jest nie tak. Czułam to między innymi na dłoni, którą prawie nieustannie ktoś trzymał. Ten ktoś miał dużą, ciepłą rękę, więc nie był to na pewno nikt z mojej rodziny. Przeczuwałam, że nie znam tego kogoś. Pewnego dnia, gdy leżałam, nie mogąc dać znaku życia, usłyszałam cichą melodię, a po chwili słowa piosenki. 

Your hand fits in mine
Like it’s made just for me
But bear this in mind
It was meant to be
And I’m joining up the dots
With the freckles on your cheeks
And it all makes sense to me

You’ll never love yourself
Half as much as I love you
You’ll never treat yourself right darlin’
But I want you to
If I let you know
I’m here for you
Maybe you’ll love yourself like I love you
Ooh

I won’t let these little things
Slip out of my mouth
But if I do
It’s you
Oh it’s you
They add up to you
I’m in love with you
And all this little things

Słuchałam uważnie każdego słowa, chciałam zapamiętać na zawsze ten głos, uwierzyć, że te słowa były skierowane do mnie i w sumie nie było to takie trudne, bo po chwili ten sam głos powiedział, trzymając znów moją rękę: 
 - To do ciebie, piękna. Wiem, że nie masz pojęcia, kim jestem i, że pewnie nawet mnie nie słyszysz, ale musisz wiedzieć, że cię kocham. Całym sobą. Wtedy, gdy wywróciłaś się na tym deszczu, gdy bezwładnie opadłaś na ziemię, natychmiast chciałem ci pomóc. Ludzie dzwonili po karetkę, a ja po prostu klęczałem przy tobie, błągając, żebyś nie umierała. Krew leciała z twojego oka, wiesz? Pewnie już nigdy go nie otworzysz. Ale może kiedyś spojrzysz na mnie tym drugim okiem i powiesz, że mnie kochasz? Nie, tak się dzieje tylko w fanfictions... a ja chcę, żeby to działo się na prawdę. Żebyś... - cudowny głos się urwał, gdy poruszyłam delikatnie palcem prawej ręki, za którą mnie trzymał. Pewnie jakimś cudem to poczuł - Słyszysz mnie? Jeśli tak, to zrób to, co przed chwilą, tylko innym palcem... - spełniłam jego życzenie, dotykając go delikatnie kciukiem. 
 - Jak... - wychrypiałam - jak... się... nazywasz...? - udało mi się poskładać to jedno konkretne zdanie, a on chyba podskoczył z radości. 
 - Jestem Niall. Niall Horan. A ty...? 
 - [T.I.] - szepnęłam, tym razem z mniejszym problemem. 
 - Wiesz, [T.I.], chciałbym, żebyś mnie pokochała, tak jak ja pokochałem ciebie. I może też jak tamten brunet, Denis. Znasz go, prawda? - osłupiałam. Denis? Ten Denis? Ten, który był najgorszy w całej mojej klasie? - On ciągle mówi, że zna twoje imię, ale nie chciał mi go powiedzieć. W ogóle nie chciał mi nic o tobie powiedzieć. Mówił, że jest twoim chłopakiem, ale od kiedy się z nim pobiłem, już tu nie wchodzi. To znaczy, chyba, bo nie jestem pewien. W końcu czasami wracam do domu lub coś jem, no nie... 
- Ale z ciebie... gaduła... Znam... Denisa... ale... on nie jest... moim chłopakiem... - wycharczałam, a Niall jakby odetchnął z ulgą. 
 - To dobrze, bo jakbym go spotkał go jeszcze raz i jakby znów się tak tobą chwalił, to bym go chyba zabił... 
Minął tydzień. Niall codziennie przychodził i grał na gitarze tą samą piosenkę, a później długo rozmawialiśmy. Mój głos brzmiał lepiej z każdym dniem, ale nadal nie udało mi się otworzyć oczu. Bałam się, że to nigdy nie nastąpi... Pewnego dnia jednak mój adorator zaśpiewał inną piosenkę. Inną, piękniejszą piosenkę... 

Through the wire, through the wire, through the wire
I'm watching her dance, dress is catching the light
In her eyes there's no lies, no lies
There's no question, she's not in a disguise

With no way out and a long way down
Everybody needs someone around
But I can't hold you, too close now
Through the wire, through the wire

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now

Through the wire, through the wire, through the wire
I'm watching you like this, imagining you're mine
It's too late, it's too late, am I too late?
Tell me now, am I running out of time?

With no way out and a long way down
Everybody needs someone around
But I can't hold you too close now
Through the wire, through the wire

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now

Whatever chains are holding you back
Holding you back, don't let 'em tie you down
Whatever change is holding you back
Holding you back, tell me you believe in that

What a feeling to be right here beside you now
Holding you in my arms
When the air ran out and we both started running wild
The sky fell down
But you've got stars, they're in your eyes
And I've got something missing tonight
What a feeling to be a king beside you, somehow
I wish I could be there now, I wish I could be there now

Głos Nialla ucichł, a z mojego oka wypłynęła pojedyncza łza. Później druga i trzecia, ale czwartą już powstrzymałam, szybko mrugając. Gdy tylko z powrotem zamknęłam oko, zrozumiałam, co zrobiłam. 
 - Niall... - szepnęłam, gdy znowu otworzyłam oko. Obok mnie siedział przystojny blondyn z gitarą na kolanach. Jego duża dłoń leżała na mojej. Płacze? przemknęło mi przez umysł. Rzeczywiście, Horan zakrył twarz ramieniem, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. 
 - Przepraszam, [T.I.]. Wiesz, w tej piosence jest taki wers: But you've got stars, they're in your eyes... A ja może nigdy nie zobaczę, czy to prawda... - westchnął. 
 - Niall, spójrz na mnie. - szepnęłam, a on się odwrócił i trafił prosto na moje zielone oczy. Jego tęczówki były jak ocean. Od razu w nich zatonęłam... 
 - Widzisz mnie? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. 
 - Pamiętasz, jak pierwszy raz ze sobą rozmawialiśmy? Wtedy chciałeś, żebym kiedyś otworzyła to oko i powiedziała, że cię kocham. I teraz mogę to zrobić. Kocham cię, Niall. - powiedziałam i podniosłąm się trochę, łącząc jego usta z moimi. Nasz pocałunek był długi i namiętny, nasze języki wirowały w tańcu. W końcu odsunęłam się od niego, żeby zaczerpnąć powietrza. 
 - Kocham cię, [T.I.]. - szepnął i znów mnie pocałował. 

-------

Wiecie, jak szybko napisałam tego imagina? Jakbym nie musiała pisać, tylko moja wyobraźnia przelewałaby się na komputer samoczynnie, to wymyśliłabym to chyba w godzinę! W każdym razie czekam na komy i do następnego :)
No i bardzo dziękuję za miły komentarz pod postem o Harrym (to nie tylko mój blog, żeby nie było. Nawet nie jestem tu administratorką) ;)

czwartek, 5 maja 2016

Liam (1)

Hej! Jak coś, to jest pierwsza część i nie ma (chociaż jest) tu Liama. W następnej będzie i UWAGA! Wstawiłam już dzisiaj jednego imagina, więc jeśli nie czytałeś, to wróć! 

**********************

Przetarłam oczy, przerażona tym,co widziałam.
Nie, to nie mogła być prawda. Byłam za młoda, zbyt głupia.
I przerażona. Kompletnie przerażona.
Spojrzałam jeszcze raz na test ciążowy. Dwie kreski. Poprzednie, które wykonałam pokazywały dokładnie to samo, a to mogło znaczyć tylko jedno.
 - Zayn! Proszę, przyjdź tutaj! - zawołałam mojego chłopaka.
 - Co się dzieje, słońce? - zapytał, gdy przybiegł do łazienki.
 - Ja... j-ja... - nie potrafiłam tego powiedzieć. Po chwili Malik zauważył powód moich łez.
 - Czy to...? - nie mógł mówić dalej.
 - Tak, Zaynie, ja chyba jestem w ciąży. - odpowiedziałam po chwili.
Jesteśmy razem od trzech lat, lecz jeszcze się nie zaręczyliśmy. Moi oraz jego rodzice zostali zamordowani, gdy wyjątkowo brutalny gang zaatakował ich podczas kolacji, na której się poznawali. My byliśmy wtedy na górze, więc nie wiedzieli, że jesteśmy w domu. Żyjemy na własną rękę, czasem brakuje nam trochę pieniędzy. Nie stać nas na dziecko.
 - [T.I.], nie możesz być w ciąży. Nie. Przepraszam, ale... ja muszę to zrobić. - po tym pobiegł gdzieś, a po kilku sekundach wrócił i wbił nóż w mój brzuch.
Krzyknęłam z zaskoczenia, przerażenia i bólu. Opadłam na zimne kafelki, uderzając w nie głową. Ostatnim, co widziałam, były brązowe oczy chłopaka, który zabił nasze dziecko.

Poczułam koszmarny ból w brzuchu. Dopiero po chwili zorientowałam się, kim jestem i gdzie najprawdopodobniej przebywam. W końcu usłyszałam kilka słów.
 - Jest już coraz lepiej. Powinna się za niedługo obudzić. - powiedział ktoś wysokim głosem.
 - Dobrze, bardzo dziękuję. - usłyszałam odpowiedź.
Minimalnie uchyliłam powieki. Od razu zauważyłam tonę bieli, a później podszedł do mnie mój kochany mulat.
 - Cześć, [T.I.]. - powiedział, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam w jego piękne, brązowe oczy, a moja pamięć nareszcie zadziałała do końca.
Przypomniałam sobie test ciążowy, łzy, moment, gdy przybiegł Zayn, gdy się dowiedział, gdy... gdy zabił nasze dziecko i jego tęczówki, które widziałam po raz ostatni.
 - Zayn... - zaczęłam, ale nie potrafiłam wykrztusić ani słowa.
 - Jestem tu. - szepnął z uśmiechem.
 - Jak... jak mogłeś... - w końcu to powiedziałam, a ten zmarszczył brwi.
 - Co? - zapytał, ale w jego oku pojawił się groźny błysk.
 - Zabiłeś... zabiłeś nasze dziecko... zabiłeś moje dziecko! - na końcu już krzyknęłam. Pielęgniarka, która stała niedaleko, spojrzała na mnie zdziwiona, a później zerknęła na Malika - Wbiłeś mi nóż w brzuch. Nie mogę w to uwierzyć, kochałam cię! Jak mogłeś...? - teraz już płakałam. Podszedł do nas jakiś lekarz, patrząc groźnie na mulata.
 - Proszę się odsunąć. - powiedział do Zayna - Czy dobrze się pani czuje? Może chciałaby pani zakazać mu przychodzenia tutaj? - zwrócił się do mnie mężczyzna troskliwie.
 - Czuję się bardzo źle, bo on - tu wskazałam na mojego chłopaka - zabił moje dziecko. Wbił mi nóż w brzuch.
 - Ochrona! - krzyknął lekarz, a wtedy do sali wszedł wysoki facet ubrany na czarno - Proszę go wyprowadzić.
Mężczyzna zabrał mojego byłego. Zaraz, jeszcze nie...
 - Zayn! - krzyknęłam za nim, a ten się obrócił - Zrywam z tobą.