czwartek, 24 września 2015

Harry

Hej! Dzisiaj, po małym spóźnieniu, dodaję jak na mój gust, dłuuuuuugiego imagina. Mam nadzieję, że się spodoba. We wtorki, lub w weekendy, zależy, kiedy będę mogła, będę dodawać imaginy z gifami. Zapraszam na imagina o Harrym.

°°°°°°°°°°°°°°

Spojrzenie. Później odwrócenie się, udając, że go nie było. A na końcu uśmiech. Powstrzymywany uśmiech. Tak jest zawsze. Ona spojrzy na niego, a on na nią.
Ona jest wyrzutkiem, a on rozchwytywanym przyjacielem. Ona jest nieśmiała, a on ciągle rozmawia z kimś innym. Ona siedzi sama, on zawsze z kimś. Ale połączyło ich jedno. Miłość do siebie nawzajem.
Była matematyka. Ona nienawidziła tego przedmiotu. On rozmawiał z przyjacielem, z którym siedział daleko od niej.
 - Panie Styles, proszę przejść do drugiej ławki, do pani [T.N.]. - upomniała go nauczycielka, a on szybko przeszedł do tejże ławki.
Chciał tego. Specjalnie poprosił nauczycielkę o to, żeby go tam przesadziła, bo chciał się do niej zbliżyć. Tylko miał nadzieję, że matematyczka go nie wyda.
Gdy znalazł się w ławce, którą zawsze zajmowała [T.I.], usłyszał cichy głos:
 - Myślę, że teraz już na pewno nie skupię się na lekcji... - powiedziała.
 - Dasz radę. - szepnął, a ona odwróciła piękną twarz w jego stronę.
 - Słyszałeś?
 - Jakbym nie siedział z tobą w ławce, to pewnie bym nie usłyszał.
W tym momencie [T.I.] miała w głowie kompletny mętlik. Miłość jej życia siedzi z nią w ławce i rozmawia z nią.
Tak upłynęła im lekcja. Harry cicho mówił do niej co jakiś czas, a ona nieśmiało odpowiadała.
Gdy [T.I.] wracała do domu, myślała o tym chłopaku, który nagle stał się dla niej mniej tajemniczy. Było gorąco, więc wyjęła sok truskawkowy, żeby się napić. Przechyliła butelkę i wtedy przedmiot jakimś cudem zniknął z jej ręki. Obróciła się w stronę ręki z napojem. Przetarła oczy, mrugnęła kilka razy i dotknęła ramienia Hazzy, jakby nie wierzyła, że on naprawdę tu jest. Ten napił się, z szerokim uśmiechem na ustach.
 - Cześć - szepnęła.
 - Hej, [T.I.]. - odpowiedział trochę głośniej, a po chwili dodał ciszej - To co, widzimy się jutro na matematyce?
Nie wierzę... Czy on właśnie puścił mi oczko? OMG! Ma takie piękne oczy...
Niepewnie kiwnęła głową, a później poszła dalej, nie zwracając uwagi na sok, który dalej trzymał w ręce.

Gdy rano przyszłam do szkoły, byłam cholernie niewyspana. Od matematyki dzieliła mnie jeszcze historia. Była ona chyba najnudniejszą lekcją pod słońcem, więc w pewnym momencie, po prostu zasnęłam, z głową wspartą na ręce. Po kilku minutach obudziłam się. Natychmiast zauważyłam dwie pary oczu, wpatrzone we mnie. Oczywiście Harrego i jego przyjaciela, czyli Nialla. Uśmiechali się, a jak przyłożyłam palec wskazujący do ust, dając im niemy znak, że mają nic nie mówić, Nialler ukrył śmiech udawanym napadem kaszlu. Za to ten drugi z rozbawieniem w oczach, odwrócił ode mnie wzrok tak szybko, jak to tylko było możliwe i słuchał tego, co mówił nauczyciel. I tak nam minęła lekcja.
Wracając do domu, myślałam o tym, czy Styles naprawdę jest mną zauroczony, jak to później powiedział Louis, jego przyjaciel. Wtedy udałam, że nie usłyszałam ich rozmowy i żartobliwych oraz sarkastycznych zaprzeczeń, które później przerodziły się w "kłótnię". Ta piątka była naprawdę zabawna. Zayn ciągle poprawiał fryzurę, Niall i Louis się ciągle śmiali, Liam był spokojny (zawsze i wszędzie), a Harry był typowym podrywaczem, o zajebistym, zachrypniętym głosie. Dla mnie, mógłby pojawiać się na okładkach magazynów, być modelem, być gwiazdą, a bynajmniej nie siedzieć w jakimś tam liceum, mieć pracę dorywczą i tak dalej. W pewnym momencie usłyszałam coś dziwnego. Mianowicie moje imię, z przedłużeniem ostatniej litery. Odwróciłam się i zobaczyłam dwa roztrzaskane samochody i krew. Dużo krwi. Mnóstwo krwi. Natychmiast pobiegłam w stronę tej ulicy, zostawiając niedaleko na chodniku plecak. Harry. O Boże. To Harry leży tam twarzą w dół, a z jego głowy, ręki i nogi wypływa krew. To on krzyczał. Boże. Nie. Nie! NIE!!! Ktoś zadzwonił na pogotowie, tym czasem ja robiłam mu sztuczne oddychanie i masaż serca. Nagle ono zaczęło znowu bić, a ja odetchnęłam z ulgą. Przyjechała karetka, z czego wtedy pochwalono mnie i pozwolono jechać z nimi do szpitala. Wzięłam moje rzeczy i (dziękując sobie, Hazzie i każdej innej osobie na tej planecie) wsiadłam. Gdy tylko dojechaliśmy, zabrano go do jakiejś sali na drugim piętrze. Czekałam na korytarzu, cholernie się denerwując. Po kilkunastu minutach obok mnie usiadła jakaś pani, która ewidentnie płakała i jeszcze najwyraźniej jej mąż, który mówił jej, że wszystko będzie dobrze. Z tego, co wiedziałam, to byli rodzice chłopaka. Ja też płakałam. Płakałam, bo wiedziałam, że on może się nie obudzić. Że pewnie teraz jest w śpiączce. Że nigdy nie będę miała u niego szansy. Że on może już nie żyć. Jak na zawołanie, z sali wyszedł lekarz. Natychmiast do niego podbiegłam.
 - Czy on żyje? Nic mu nie jest? Śpiączka? - pytałam.
 - A kim pani jest?
 - Jestem jego matką. - odezwała się ta pani.
 - Żyje, śpi, można go odwiedzić. Jest w sali numer 87.
Natychmiast tam poszłam, a rodzice Stylesa za mną.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, w oczy rzucił mi się przystojny brunet. Podeszłam do niego i zauważyłam bardzo dziwne zjawisko. Przewracał się z boku na bok, mrucząc coś pod nosem. Nagle spod jego powiek wypłynęły łzy.
 - [T.I.]! [T.I.]!!! - krzyczał moje imię coraz głośniej.
Natychmiast zaczęłam głaskać go kciukiem po policzku i mówić uspokajającym tonem, żeby się obudził. Ten spełnił moją prośbę, bo obudził się i... pocałował mnie. Całował namiętnie, z wyczuwalną tęsknotą, niemal brutalnie. Trzymał mnie za policzki, a ja po chwili oddałam cudowny pocałunek, nadal lekko zaskoczona tym, co robił. W końcu oderwał się ode mnie, aby zaczerpnąć powietrza i spojrzał w moje oczy.
 - [T.I.] [T.N.], kocham cię, odkąd pierwszy raz cię ujrzałem. Jesteś najcudowniejszą istotą na ziemi. Proszę, bądź moją dziewczyną. - powiedział szybko.
Ja w odpowiedzi go pocałowałam.
THE END

1 komentarz: