niedziela, 9 sierpnia 2015

Niall (1)

Witajcie! Ja, Alina, przybywam do was z pierwszym partowcem! Ciekawe, czy spodoba się tak, jak dwa poprzednie. Czy pisałam już, że przyjmuję zamówienia? Nie? To teraz piszę. Swoją drogą zapraszam też na moje trzy blogi: jeden zakończony http://przypadekzniallemhoranemff.blogspot.com/?m=1 , drugi w trakcie tworzenia http://icantchangefanfiction.blogspot.com/?m=1 i trzeci o Harrym Potterze http://zaklecie-smierci.blogspot.com/?m=1 .
(Ch-chłopak)

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Moje życie jest jak z bajki! Otaczają mnie super-dziewczyny, każdy chłopak do mnie lgnie. Zgadnijcie czemu.


(Pole do wyobraźni)


BO MAM MNÓSTWO KASY!!! Nienawidzę swojego życia. Ludzie są cholernymi materialistami! Tak naprawdę, to jestem cicha, spokojna i nie potrzebuję mieć WSZYSTKIEGO. I w tym momencie nie chcę się przechwalać. Kilka dni po rozpoczęciu nauki w moim gimnazjum, siedziałam dwie godziny przed lustrem, próbując usunąć z mojej twarzy każdą emocję, a później nauczyłam się je udawać. Wiecie, jakie to cholernie trudne?! Teraz mam przerwę między lekcjami. Snuję się bez celu po korytarzach, myśląc o moich rodzicach, którzy są milionerami. I znów podszedł do mnie jakiś chłopak. No, nie byle jaki. Miał krótkie, blond włosy, tatuaż na nadgarstku (skądś kojarzyłam ten tatuaż, tylko skąd?), okulary i na sto procent był tu nowy.
Ch: Hej laska. Wiesz jaka jesteś mi teraz potrzebna?
T.I: Hej koleś. Wiesz, że mnie nie interesują głupi materialiści?
Ch: A ja chciałem tylko powiedzieć, że mam bilet...
T.I: Jaki bilet? Na co?
Ch: Na koncert One Direction.
T.I: COOOOOO?!?!?! Czego chcesz?
Ch: O co ci chodzi, kobieto? Niczego nie chcę. Bracia się ze mną założyli i tak oto mam bilet, tylko nie wiem, co z nim zrobić. Chcesz?
T.I: Oczywiście! Wiesz, jak bardzo chcę ich kiedykolwiek zobaczyć?! DZIĘKUJĘ!!!
Przytuliłam go, wkładając mu do kieszeni kartkę z moim numerem (tak, żeby nikt nie widział, bo później mógłby ktoś do mnie zadzwonić, a wtedy to bym się chyba zabiła). Odeszłam od tego chłopaka w podskokach.
Myślicie pewnie, że już byłam na połowie koncertów 1D (kocham ich!), ale to nie prawda. Moi rodzice kategorycznie zabraniają mi tam pójść, bo kiedyś pokazałam im teledysk "One way, or another". TEN ruch był dla nich zbyt dwuznaczny... W każdym razie chcą odciągnąć mnie od tej miłości, co jest niemożliwe. Ci faceci są jedynymi osobami, na których mi zależy. Niby każdy kocha swoich rodziców, ale moi... ich nie da się kochać. W ogóle o mnie nie dbają, są większymi materialistami, niż połowa kuli ziemskiej razem wzięta, myślą, że nową gitarą, telewizorem, lub telefonem, pokażą mi, jak mnie "kochają", itd. Ale tak nie jest. Nigdy tak nie będzie.
Po lekcjach zadzwonił do mnie numer zastrzeżony. Odebrałam:
T.I: Halo? - zapytałam.
Ch: Hej, ty jesteś [T.I], której mam dać bilet na koncert 1D?
T.I: Tak, to ja.
Ch: Ok, jestem... Eddward. Masz dziś czas?
T.I: Tak...
Ed: Możesz dzisiaj przyjść do parku o 4.pm?
T.I: Ok.
Sprawdziłam godzinę - 3.pm - mam jeszcze czas. Weszłam po kolei na Twittera, Facebooka i Instagrama. Potem zaczęłam się przygotowywać do spotkania z Edwardem. Włosy rozczesałam i zaplotłam w warkocza, ubrałam błękitną sukienkę do kolan i balerinki. Do tego delikatny makijaż i gotowe. Wzięłam jeszcze telefon.
 - Wychodzę! - krzyknęłam do rodziców, a oni jak zwykle mnie olali.
Powoli szłam w stronę parku, w którym mieliśmy się spotkać, aż (dosłownie) trafiłam na okularnika, z którym byłam umówiona. Ten szybko złapał mnie w talii, chroniąc przed upadkiem, a ja zobaczyłam coś dziwnego. Przez ten ułamek sekundy wydawało im się, że przez jego białą koszulkę prześwitują dwa ptaki, a były one identyczne, co te od Harrego Stylesa. Hmmmm... dziwne, ale pewnie to tylko złudzenie.
Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz